Kolejny raz w historii Polski demokratycznej powtarza się to samo zdanie. „Będę prezydentem wszystkich Polaków". Czy Jaruzelski był wszystkich? Zdumienie, jakie zapanowało po jego wyborze, pamiętam bardzo dobrze. Był paradoksem naszej historii. Nie ostatnim, jak się potem okazało. Czy Wałęsa był prezydentem wszystkich? Przez pewien czas utożsamialiśmy się z nim jako przywódcą zmian, ale najwidoczniej nie był wszystkich, skoro przegrał kolejne wybory z kimś, kto miał w życiorysie karierę z PRL. Związany z PiS Lech Kaczyński z całą pewnością nie odpowiadał na życzenia wszystkich Polaków. Właściwie najbardziej neutralny i tolerancyjny dla wszystkich opcji wydawał się Bronisław Komorowski. Z czasem zaczął jednak ulegać naciskom skrajnej strony liberalnej, a symbolem tego był słynny orzeł z czekolady, niby niewinna rzecz, a jednak przez swoją odjazdowość, rozluźnienie wokół doniosłości godła, krojenie i zjadanie była ona z gruntu happeningowa i dla narodu nie do przyjęcia. Można się oczywiście spierać, czy to źle świadczy o narodzie, czy o tych, co zjadali. Trudno przypuszczać, że prezydent Komorowski, człowiek raczej konserwatywny, czuł się komfortowo, krojąc i zjadając narodowe godło. Dlatego pytanie nie jest chyba takie: czy można pojadać godło narodowe, ale: jak można się na to zgodzić, będąc prezydentem wszystkich Polaków, czyli także tych konserwatywnych. Robiąc coś takiego, daje się znak poparcia dla estetyki kręgów przeciwnych narodowym sentymentom. Krojąc taki tort z orła, trzeba przecież mieć świadomość, że to, co liberalne, nie oznacza wszystkiego, co młode, a to, co konserwatywne, wszystkiego, co stare. Na to patrzyła młoda, dojrzewająca w całej Europie prawica i takie gesty utwierdzały tylko w słuszności walki o symbole. Nie mogłam wtedy myśleć o prezydencie jako o tym, który szanuje wszystkich Polaków.

Andrzej Duda w swoim niedawnym przemówieniu mówił, że teraz jesteśmy razem, za chwilę odcinając opozycję od wszelkiej wspólnoty. Inaczej mówiąc – wszyscy Polacy to zbiór tych, którzy nie są opozycją. Wszystko byłoby dobrze, gdyby w naszym ustroju przewidzianych było dwóch prezydentów – prezydent opozycji i prezydent rządzących – ale tak nie jest.

Jak prezydentem wszystkich Polaków może być Szymon Hołownia, skoro oczywiste są jego więzi z Kościołem, których część Polaków nie chce? O Robercie Biedroniu nie ma co mówić, bo przez zakręty, w jakie wchodzi, stracił wszystko. Swoich Polaków też. Właściwie można mówić tylko o Rafale Trzaskowskim. Też potwierdza, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. Pewnie będę na niego właśnie głosować, więc mam tylko jedno pytanie: Jak pan chce to zrobić? Jakie decyzje, jakie weta, jakie stanowisko chce pan zająć w sprawach trudnych i dzielących Polaków, żeby wywiązać się z tego zobowiązania? A może po prostu trzeba z niego zrezygnować?

Ja bym chciała, żeby prezydent zadeklarował, że będzie nim wedle swojego sumienia. W filmie „Cztery wesela i pogrzeb" ciągle powtarzają się śluby, przysięgi, zaręczyny i oświadczyny, przy których przewija się para bohaterów. Film kończy się miłosną deklaracją głównej pary: „Przyrzekam, że nigdy nie poproszę Cię o rękę". Takiej zaskakującej deklaracji chciałabym od kandydata na głowę państwa: „Nigdy nie będę prezydentem wszystkich Polaków, bo to po prostu jest niemożliwe. Moje poglądy są takie, a ci, co mówią, że są dla wszystkich, żadnych poglądów nie mają, więc siłą rzeczy, wybierając ich, wybieracie kogoś, kto nie zna nawet sam siebie". Nie muszę być wśród tych Polaków, dla których jest prezydent, chciałabym tylko, żeby ktoś przemówił nowymi słowami i żeby nie było, jak było.