Paula Włodarczyk: Przez nadmiar stresu wyżywamy się na rodzinie

Rozumiem, że przechodzimy teraz okres izolacji społecznej, ale to nie znaczy, że możemy izolować się od ludzkiej krzywdy w naszym otoczeniu - mówi Paula Włodarczyk, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży.

Publikacja: 29.05.2020 10:00

Paula Włodarczyk: Przez nadmiar stresu wyżywamy się na rodzinie

Foto: Getty Images

Dla wielu rodzin pandemia koronawirusa to okazja do spędzenia wspólnie czasu oraz przeprowadzenia długo odkładanych rozmów. Jednak dla innych ten czas przerodził się w piekło przemocy domowej. Dlaczego bliskość wzbudziła w nas agresję?

Tutaj pojawia się pytanie, czy to bliskość wzbudziła agresję czy raczej jej wcześniejszy brak. Jeśli wcześniej jej nie było, to trudno teraz w sytuacji izolacji oczekiwać, że nagle ta bliskość się pojawi i sprawi, że spędzimy ze sobą pełen ciepła czas. W wielu domach w miejsce bliskości i poczucia bezpieczeństwa pojawiała się przemoc, która teraz się nasiliła. Ale to tylko jedna strona medalu.

Jaka jest druga?

Biorąc pod uwagę to, co dzieje się u nas w Telefonie Zaufania i co słyszymy także od innych organizacji, wiele zgłoszeń dotyczy przemocy, która pojawiła się dopiero teraz – w trakcie pandemii. Wcześniej jej nie było, rodzina uchodziła za wzorową, ale właśnie to przebywanie ze sobą non stop w domu, w zamknięciu, na ograniczonej przestrzeni sprawiło, że pojawiły się stres i napięcie, a w ich wyniku zachowania agresywne, przemocowe.

Z czego to wynika?

Z bardzo różnych kwestii. Przede wszystkim wpływa na to ogólnie trudna sytuacja pandemii, która generuje u każdego z nas wiele niepokoju. Od kilku miesięcy towarzyszy nam obawa o zdrowie, pracę, bezpieczeństwo, naukę, szkołę, o to, jak długo jeszcze będziemy musieli funkcjonować w tej rzeczywistości, która wydawała się nam chwilowa i tymczasowa, i tak była przez nas postrzegana, ale także komunikowana przez władze.

A stres i napięcie muszą gdzieś ujść.

Niestety, najprostszym i, można by powiedzieć, najbardziej prymitywnym sposobem na poradzenie sobie z nim jest np. krzyk, kłótnie, agresja słowna i fizyczna. Sytuacja pandemii jest o tyle wyjątkowa, że pozbawia nas innych, dotąd stosowanych sposobów na radzenie sobie ze stresem, jak np. siłownia, basen, spotkania ze znajomymi, wyjście do kina czy restauracji. Teraz nadmiar stresu powoduje, że agresja jest kierowana głównie do naszej rodziny, do ludzi, z którymi mieszkamy pod jednym dachem. To są bliskie nam osoby, często niestety dzieci.

Zamknięte w domu, niewychodzące do szkoły czy na podwórko, nie mają stałego kontaktu ze swoimi nauczycielami, którzy teoretycznie mogliby zauważyć, że dziecku dzieje się krzywda.

Zgadza się. Dlatego tym większa jest rola nauczycieli, pedagogów szkolnych czy psychologów. Jeśli niepokoją się, że dziecko im znika, nie pojawia się na lekcjach, nie odrabia zadań, nie włącza kamery w trakcie lekcji online, ważne jest, żeby porozmawiali z dzieckiem i sprawdzili, co się dzieje. A w przypadku jakichkolwiek podejrzeń powinni poinformować o tym odpowiednie służby.

Czyli mimo pandemii takie instytucje nadal działają?

Tak, stosując się oczywiście do różnych zaleceń sanitarnych i epidemiologicznych. Także funkcjonariusze policji, którzy zostali przekierowani np. do monitorowania osób poddanych kwarantannie, zostali wyczuleni na zwiększoną liczbę przypadków przemocy domowej w ostatnim czasie. Dlatego nie tylko sprawdzają, czy ludzie przebywają na kwarantannie, ale także pytają o dzieci, o rodzinę, o to, jak ludzie sobie radzą. Bez przerwy działa też procedura Niebieskiej Karty, więc to nie jest tak, że te działania pomocowe zostały zamrożone, choć nie wykluczam, że są miejsca, gdzie mogą one nie docierać.

Kto wtedy może pomóc? Sąsiedzi, rodzina?

Niedawno ruszyła nasza kampania „Za drzwiami", dotycząca reagowania na akty przemocy, które dzieją się w naszym otoczeniu. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że my, jako dorosłe osoby, sąsiedzi, obserwatorzy życia naszego osiedla, nie możemy izolować się od krzywdzących zachowań. Bo ja rozumiem, że przechodzimy teraz okres izolacji społecznej, ale nie możemy izolować się od ludzkiej krzywdy. Powinniśmy reagować, to jest nasz obowiązek, bo w czasie, kiedy my zagłuszamy sąsiada telewizorem, za ścianą może dziać się coś złego. Często spotykamy się z taką odpowiedzią, że niektórzy nie chcą reagować, żeby nie wyjść na wścibskiego sąsiada.

Nie chcemy się wtrącać, żeby nie robić komuś kłopotów, bo przecież mogłem coś niewłaściwie zinterpretować.

Te wątpliwości są zrozumiałe, ale musimy mieć świadomość, że zgłaszając takie sytuacje, robimy to w trosce o tę rodzinę – o to dziecko, o tę kobietę czy o tego mężczyznę, o wszystkich, którzy mogą doświadczać przemocy. Warto wtedy skupić się na swoich intencjach i zadać sobie pytanie: co się może zadziać, jeśli nic z tym nie zrobię?

W Wielkiej Brytanii częstotliwość połączeń z telefonem zaufania dla ofiar przemocy w rodzinie wzrosła o 25 proc. od czasu wybuchu pandemii. W Hiszpanii – o 18 proc. We Francji tylko w pierwszym tygodniu po wprowadzeniu nakazu pozostawania w domu odnotowano wzrost zgłoszeń przemocy domowej o 32 proc. Co z polskimi rodzinami, które mieszkają za granicą – czy one także mogą zgłaszać się do krajowych instytucji pomocowych?

Numer Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 został nadany przez Komisję Europejską i należy do ogólnoeuropejskiej grupy bezpłatnych linii telefonicznych o charakterze społecznym. Dlatego dzwoniąc pod ten numer np. w Czechach, dzieci połączą się z czeskim Telefonem Zaufania i będą musiały rozmawiać po czesku. Jednak w wielu krajach, a zwłaszcza w takich, w których Polonia jest liczna, działają organizacje polonijne zajmujące się przemocą w rodzinie. Warto tam szukać pomocy, kiedy nie jesteśmy w stanie np. pokonać bariery językowej. Jeżeli chodzi o rodziny przebywające za granicą, to myślę, że przede wszystkim powinny one informować o aktach przemocy domowej służby w danym kraju, bo to one mają możliwość bezpośredniego działania. Zgłoszenie tego w fundacji w Polsce może być bardzo trudne, nie jest bowiem łatwo podjąć jakieś działania ze względu na odległość. Zdarza się natomiast, że dzieci przebywające poza granicami Polski kontaktują się z nami za pomocą naszej strony internetowej i zawartego tam formularza kontaktowego, pisząc do nas wiadomości. Wtedy, wspólnie z dzieckiem, rozpoznajemy sytuację i możliwości otrzymania oraz udzielenia wsparcia dziecku w jego otoczeniu.

Jak bardzo wzrosła liczba dzieci, które dzwonią do Telefonu Zaufania w ostatnich miesiącach?

Nie potrafię tego sprecyzować, bo do nas zawsze dzwoni bardzo dużo dzieci. Od początku działania telefonu było tak, że my nigdy nie byliśmy w stanie odebrać wszystkich połączeń, które do nas przychodziły. Zawsze jest nas za mało w stosunku do liczby dzieci, które potrzebują pomocy. To jest związane z finansowaniem.

Natomiast to, co zauważamy w ostatnich miesiącach, to wzrost wysyłanych do nas wiadomości. Jest ich ponad dwa razy więcej. Tylko w kwietniu było ich 1477, a w maju (do 24 maja) 1096. Dla porównania w kwietniu 2019 r. było 832, a w maju 2019 r. 678. Zmieniły się też tematy poruszane przez dzieci w czasie rozmów.

O czym teraz chcą rozmawiać?

Jeszcze przed epidemią często opowiadały np. o relacjach rówieśniczych, o szkole. Wiele rozmów dotyczyło zdrowia psychicznego, pojawiały się tematy związane z seksualnością i dojrzewaniem. Natomiast teraz w czasie epidemii to się wywróciło do góry nogami. Bo choć na pierwszym miejscu pozostały tematy związany ze zdrowiem psychicznym – czyli rozmowy o depresji, myślach samobójczych, zaburzeniach odżywiania, smutku, napięciu, stresie – to na drugim miejscu pojawiły się trudności w rodzinie. Dzieci mówią nam o kłótniach z rodzicami, o uzależnieniach rodziców, o relacjach z bliskimi osobami. Nie chciałabym używać tego słowa, ale wiele rozmów dotyczy tego, na co zostaliśmy w niektórych przypadkach tak naprawdę skazani.

Skazani?

Jesteśmy pozamykani ze sobą w domach i to sprawia, że nasze życie kręci się wokół tych relacji, które często zaniedbywaliśmy. Do tej pory w wielu rodzinach było tak, że dzieci spędzały najwięcej czasu z rówieśnikami, a z rodzicami widywały się w ciągu dnia rzadko albo nawet wcale.

W innym kontekście słyszymy też o zdrowiu psychicznym. Dzieci dużo mówią o pomocy specjalistycznej, a właściwie o jej braku. O tym, że przestały chodzić na terapię, co oczywiście negatywnie wpływa na ich stan zdrowia, na samopoczucie. O tym, że nie mają dostępu do psychiatry. O tym, że proszą rodziców o zapisanie ich do specjalisty, na co rodzic odpowiada, że zrobi to, kiedy skończy się koronawirus – czyli w bliżej nieokreślonej przyszłości. Dzieci czują się zbywane.

Która z form przemocy nasiliła się w ostatnim czasie?

Obawiam się, że niestety wszystkie, czyli zarówno przemoc psychiczna, fizyczna, zaniedbywanie, jak również wykorzystywanie seksualne. Jednak zdecydowana większość zgłoszeń w Telefonie Zaufania dotyczy przemocy psychicznej, bo o nią jest najłatwiej. Krzyki, wyzwiska, obrażanie, kłótnie – wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo to może być krzywdzące dla innych. Odbieramy telefony od dzieci, które często mówią, że wystarczy niewielka iskra, żeby rozpętała się awantura, żeby ktoś na kogoś nakrzyczał, zwyzywał. Myślę, że jakieś akty przemocy psychicznej zdarzają się w niemalże każdym domu, ale absolutnie nie możemy się godzić na to, by stało się to regułą, i przymykać na to oko. Martwi nas także kwestia dotycząca wykorzystywania seksualnego, a dokładniej to, jak izolacja wpłynie na nasilenie się tego typu przemocy oraz czy ofiary nie pozostaną bez odpowiedniej pomocy.

Dlaczego nie potrafimy panować nad własnymi emocjami nawet jako osoby dorosłe?

Dziecko, które dorasta, ma prawo nad tymi emocjami nie panować i jest to związane z jego rozwojem. Małe dziecko kładzie się na podłodze, krzyczy i tupie nogami po to, by poradzić sobie z napięciem i zasygnalizować otoczeniu, że potrzebuje naszego wsparcia i uwagi. Ma to związek z budową naszego układu nerwowego – małe dzieci po prostu mają jeszcze niedojrzały system hamowania emocji i nie są w stanie zapanować nad sobą tak, żeby tej awantury nie zrobić. Ale naszą rolą jako dorosłych jest to, żeby o tym wiedzieć i nie reagować krzykiem czy przemocą fizyczną, tylko towarzyszyć naszemu dziecku i akceptować to, co się z nim dzieje. To bardzo trudne, zwłaszcza kiedy sami przeżywamy trudne chwile bądź się gdzieś spieszymy i nie mamy czasu na analizę sytuacji naszego dziecka.

Jak najprościej radzić sobie w takich sytuacjach z napięciem?

Ważne, aby spróbować zadbać także o własną regulację emocji i np. policzyć głośno do dziesięciu czy wyjść do innego pomieszczenia, mówiąc naszemu dziecku: zdenerwowałam się, potrzebuję na chwilę wyjść. To sprawia, że nasz mózg koncentruje się na tej czynności, a tym samym odchodzi od konieczności eskalacji emocji, a nasze dziecko wie, co się dzieje. Pamiętajmy, że jako rodzice jesteśmy modelami dla swoich dzieci – one nas obserwują i uczą się reakcji właśnie od nas. Jeżeli w jakiejś rodzinie to nie wychodzi, jest to dla nas sygnał, że wszyscy potrzebujemy pomocy – i dzieci, i dorośli. Mamy prawo do tego, żeby sobie nie radzić, ale nie mamy prawa tego bagatelizować i krzywdzić się wzajemnie.

Niepokojące jest jednak to, że zgłoszenia przemocy domowej dotyczą także rodzin, w których do tej pory do niej nie dochodziło. Czy pandemia otworzyła furtkę do powtarzania się tych aktów w przyszłości?

Zawsze powinniśmy zwracać większą uwagę na takie rodziny, w których już doszło do przemocy, bo trudno powiedzieć, jak to będzie dalej wyglądało. Być może ta przemoc nieco ucichnie albo będzie zdarzała się rzadziej, kiedy wszyscy wrócą do swoich obowiązków i kiedy nie będzie już tak dużego pola starcia. Być może był to jednorazowy akt. Wszystko zależy od tego, czy wyciągniemy z naszego zachowania jakieś wnioski i postaramy się skorygować nasze błędy, czy skorzystamy z pomocy.

A czy istnieje jakaś sieć pomocy psychologicznej dla rodzin, które doświadczają przemocy? Mówię także o sprawcach, którzy chcieliby zacząć kontrolować swoje zachowanie.

W całym kraju działają różne instytucje, które istnieją po to, by pomagać nie tylko ofiarom przemocy, ale też całym rodzinom, które stanęły przed tym problemem. Problemem przemocy zajmuje się policja, ośrodki pomocy społecznej, sądy. Dostępna jest procedura Niebieskiej Karty, która ma za zadanie eliminować i przeciwdziałać przemocy oraz wspierać rodziny, w których do przemocy doszło czy dochodzi. Są też telefony – może to być Telefon Niebieskiej Linii, który jest związany z przemocą, infolinia Centrum Praw Kobiet czy też Telefon 800 100 100 prowadzony przez naszą fundację dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci. To są też fundacje, które wspierają świadome rodzicielstwo. Nasza fundacja prowadzi w Warszawie Centrum Dziecka i Rodziny, gdzie prowadzone są warsztaty i konsultacje wspierające rodziców małych dzieci. Istnieją też grupy wsparcia, gdzie spotykają się rodzice i rozmawiają o swoich trudnościach wychowawczych, o swoich błędach, o tym, jak pracują nad tym, by stawać się lepszymi rodzicami. Każdy z nas może także skorzystać z pomocy indywidualnej czy terapii.

Niektóre osoby doświadczające przemocy domowej nie chcą tego zgłaszać, bo tłumaczą, że wciąż kochają osobę, która ich krzywdzi. Nie chcą, by była o coś posądzona.

Często się zdarza, że rodziny doświadczające przemocy troszczą się bardziej o sprawcę niż o siebie. Kochają osobę, która jednocześnie ich krzywdzi. Myślę, że taka sytuacja jest jeszcze bardziej dotkliwa, bo zadajemy sobie jedno z najtrudniejszych pytań: przecież jest dla mnie ważny, kocham go, dlaczego zatem mnie krzywdzi? W takich sytuacjach trzeba powtarzać jak mantrę – nikt nie ma prawa nikogo krzywdzić, nikt nie ma prawa nikogo bić, nie ma prawa krzyczeć ani stosować żadnej formy przemocy. Dzieci często obawiają się, że trafią do domu dziecka, kiedy to zgłoszą, albo że rodzic zostanie jakoś ukarany, albo, co najgorsze, że przemoc jeszcze bardziej się nasili, bo to niestety też się zdarza. Ale niezgłoszenie przemocy nie sprawi, że sytuacja się poprawi. Ważne, by wspierać ofiary przemocy i informować o tym, że zgłaszając przemoc, nie robią nic złego.

Dzwoni do państwa dziecko, które mówi, że jego rodzic pije od dwóch tygodni. Jakie działania zostają w tym momencie podjęte?

Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź, bo wszystko zależy od tego, co dzieje się wtedy z dzieckiem. To, co na pewno się wydarzy w takiej rozmowie, to szersze poznanie sytuacji dziecka i dopytanie o to, jak nadużywanie alkoholu przez rodzica wpływa na samopoczucie i bezpieczeństwo dziecka oraz czy wie o tym jakaś dorosła osoba, czy dziecko ma wsparcie. Ważne jest dla nas, aby wiedzieć, czego dziecko w danym momencie najbardziej potrzebuje. W każdej rozmowie czy wiadomości przekazujemy młodym osobom rzetelną psychoedukację na temat tego, jakie ma prawa, gdzie może szukać pomocy, jak powinna wyglądać sytuacja rodzinna. Dużo rozmawiamy o emocjach.

Czy zdarzyło się kiedyś, żeby państwa interwencja doprowadziła do odebrania prawa rodzicielskiego ludziom znęcającym się nad dzieckiem lub zaniedbującym je?

W sytuacji, kiedy zagrożone jest życie bądź zdrowie dziecka, możemy podjąć działania, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Możemy skontaktować się z policją, numerem alarmowym 112, szkołą, rodzicem bądź sądem rodzinnym czy ośrodkiem pomocy społecznej. O tym, czy rodzicowi zostaną odebrane prawa rodzicielskie, decyduje sąd. I czasami tak się zdarza. Naszym zadaniem jest udzielenie wsparcia i zapewnienie dziecku bezpieczeństwa.

Jak uświadomić ludziom, że szukanie pomocy to nie zdrada ani donosicielstwo?

Musimy zdjąć odpowiedzialność z ofiar przemocy, bo one często czują się winne tego, co się dzieje. Zresztą krzywdzące je osoby właśnie w taki sposób tłumaczą swoje akty agresji. Mówią: zobacz, do czego mnie doprowadziłeś, gdybyś tego nie zrobiła, to ja bym nie musiał (czy nie musiała) w taki sposób reagować. Zrzucają z siebie odpowiedzialność.

A ta zaczyna przytłaczać ofiarę.

To jest ogromny ciężar dla dziecka, które nie dość, że doznaje krzywdy fizycznej, np. kiedy zostanie pobite, to jeszcze zostaje obciążone poczuciem winy. Szukając pomocy, dziecko nie robi nic złego. Uczmy swoje dzieci tego, że mówienie o trudnościach jest ważne, szanujmy ich uczucia, bądźmy dostępni. To zaprocentuje w przyszłości.

Paula Włodarczyk jest psychologiem i koordynatorką Programu Pomocy Telefonicznej w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę – Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 oraz Telefonu dla Rodziców i Nauczycieli w sprawie Bezpieczeństwa Dzieci 800 100 100. Od siedmiu lat pracuje jako konsultantka i rozmawia z dziećmi, które zgłaszają się do Telefonu Zaufania

Dla wielu rodzin pandemia koronawirusa to okazja do spędzenia wspólnie czasu oraz przeprowadzenia długo odkładanych rozmów. Jednak dla innych ten czas przerodził się w piekło przemocy domowej. Dlaczego bliskość wzbudziła w nas agresję?

Tutaj pojawia się pytanie, czy to bliskość wzbudziła agresję czy raczej jej wcześniejszy brak. Jeśli wcześniej jej nie było, to trudno teraz w sytuacji izolacji oczekiwać, że nagle ta bliskość się pojawi i sprawi, że spędzimy ze sobą pełen ciepła czas. W wielu domach w miejsce bliskości i poczucia bezpieczeństwa pojawiała się przemoc, która teraz się nasiliła. Ale to tylko jedna strona medalu.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów