Muzyka Coals jest hipnotyzująca. „Docusoap" od pierwszej nutki wciąga słuchacza w przestrzeń magiczną, pełną różnorodnych dźwięków, rytmów i nastrojów. Każdy utwór to niesamowita historia z pogranicza popu, inteligentnej elektroniki oraz ich własnego stylu, który pewnie nie ma jeszcze nazwy, bo właśnie powstaje z każdym kolejnym nagranym przez nich utworem.

Płytę otwiera „Pearls", delikatny, wywołujący wręcz błogość za sprawą karaibskiego brzmienia instrumentów perkusyjnych oraz głębokiego pogłosu nałożonego na wokal. Numer dwa, czyli „Bitter Cold", brzmi już bardziej gorzko, momentami przypominając muzykę plemienną. Następujący po nich „Sleepwalker", mój osobisty faworyt, rozkłada na łopatki w sposób ostateczny. Podobnych utworów znaleźć można na tym krążku dużo więcej.

Wspólna muzyczna podróż z drugim studyjnym albumem Coals jest porównywalna do przeżyć z kinowej projekcji naszego ukochanego filmu. Nie sposób przerwać jej choćby na chwilę, dostarcza niezapomnianych wrażeń. Po wysłuchaniu „Docusoap" na słuchawkach lub z zamkniętymi oczami należy – posłużmy się sloganem reklamowym – podarować sobie odrobinę luksusu i przynajmniej parę minut zaczekać, zanim wrócimy do rzeczywistości.