Produkcja studia Respawn Entertainment trafiła na rynek dość nieoczekiwanie i mimo braku hucznej kampanii reklamowej zdobyła sporą popularność. Gracze rywalizują tu w grupie 60-osobowej podzielonej na trzyosobowe drużyny. Ekipę taką można stworzyć ze znajomymi, jednak kiedy tych zabraknie, program automatycznie przydzieli chętnych na zbliżonym poziomie. Po wylądowaniu na mapie – pełnej wysokich budynków, ciasnych korytarzy i schowków – walczący muszą jak najszybciej znaleźć broń, a potem rozpocząć polowanie.

Dynamiczne pojedynki dostarczają olbrzymich emocji. Wymagają perfekcyjnej znajomości mapy, umiejętności wykorzystania terenu, ale i refleksu. Bohaterami nie są tu anonimowe postacie, lecz legendy – sławy z różnych zakątków świata znanego z serii „Titanfall". Posiadają one unikatowe cechy czyniące z nich lepszych obrońców, zwiadowców czy na przykład atakujących. Ponadto walki w „Apex Legends" tym różnią się od starć w konkurencyjnych tytułach, że można w niej przywrócić zabitego kompana do życia. Bardzo fajna sprawa! W marcu w „Apex Legends" grało aż 50 milionów osób z całego świata. Grafika jest świetna, dźwięki bardzo dobre, ale gra zawdzięcza swój sukces przede wszystkim znakomicie przygotowanej rozgrywce.

—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

„Apex Legends", Respawn Entertainment, PC, PS4, X1

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95