Proszę znaleźć drugiego takiego rockowego muzyka, który za własne credo uznałby następującą myśl Gustawa Flauberta, autora „Madame Bovary": „Prowadź zwyczajne i uporządkowane życie, tak abyś w swej pracy mógł być nieokiełznany i oryginalny".
Zappa, który z drugą żoną Gail Sloatman przeżył „zwyczajnie" 36 lat i miał z nią czwórkę dzieci, powiedział mniej więcej tyle, że nie obchodzą go skandale, ponieważ wystarczająco ekscentryczna jest jego twórczość. Dlatego walczył z niedorzecznymi plotkami, które miały budować jego „oryginalny" wizerunek. Gdy pod koniec lat 60. znarkotyzowani członkowie rockowej bohemy gratulowali mu, że zjadł podczas koncertu swoje ekskrementy – odpowiadał, że nie jest idiotą. Podkreślał, że nie używa narkotyków i wyśmiewał ich używanie, przez co mało co nie stracił miejsca w zespole. Fakty są bezsporne: wybitny kompozytor, wirtuoz, który fascynował się Strawińskim i Webernem – miał poczucie własnej wartości i nie musiał nikomu schlebiać.