Tomasz Grzyb: Kwarantanna? Zadbaj o bodźce

Zobacz, od kogo zależysz, a kim musisz się zaopiekować. Kluczowe jest poczucie wsparcia społecznego, które może się dziś sprowadzić do listy osób, do których można się odezwać po pomoc, gdy naprawdę jej potrzebujemy - mówi Tomasz Grzyb, psycholog społeczny.

Publikacja: 20.03.2020 09:00

Tomasz Grzyb: Kwarantanna? Zadbaj o bodźce

Foto: SWPS

Plus Minus: Jako społeczeństwo przechodzimy audyt?

W pewnym sensie tak. Dziś rano dostałem SMS z takim pytaniem testowym: jak skończysz tę kwarantannę będziesz: a) 10 kg cięższy b) w ciąży c) rozwiedziony?

Może wszystko razem.

No właśnie to była odpowiedź „d"! Żartobliwy test, ale mamy pewien kłopot. Takie problemy generuje praktycznie każda sytuacja, w której musimy się na nowo zorientować w przestrzeni dookoła nas. Chodzi nie tylko o przestrzeń fizyczną, ale również psychologiczną i socjologiczną. Musimy na nowo wygospodarować czas i się zorientować, jak zmienić codzienne nawyki, by były trochę bardziej sensowne.

Wszystko to w sytuacji, gdy bardzo się boimy.

Musimy trochę oswoić strach. Lęk przed tym, co przyniesie następny dzień, jest w każdym z nas. Do pewnego stopnia jest to test, jak potrafimy się zachować w zmieniających się okolicznościach. Sprawdzian naszych związków, czy są sensowne i poukładane. Umówmy się, że to jest trochę trudniejsze niż święta Bożego Narodzenia, gdy przez kilka dni możemy udawać, że wszystko jest w porządku.

Sytuacja jest filmowa: znaleźliśmy się w nieco tandetnym horrorze, tylko nie możemy wcisnąć pauzy czy wyjść z kina. W zasadzie to nasze lęki są uzasadnione.

Jeżeli to jest podstawowy lęk, czy przeżyję, to dla ogromnej większości z nas nie jest on racjonalny. Zagrożenie istnieje, ale jest dużo mniejsze, niż nam się wydaje. Jeżeli to jest lęk o to, z czego będę miał w przyszłym miesiącu zapłacić ratę kredytu, to z kolei dla dużej grupy jest racjonalny. Problemy będą mieć branże: turystyczna, gastronomiczna czy transportowa. Wiele osób uświadamia sobie, że najbliższe tygodnie mogą być decydujące o ich przyszłym losie. Nie jesteśmy jednak w sytuacji, gdy się zastanawiamy, jak przeżyć następny dzień, ale jak będzie wyglądało nasze życie za miesiąc. Taki lęk nie pomaga w radzeniu sobie z napięciem codziennego dnia.

Pytanie, czy po dwóch miesiącach funkcjonowania w trybie awaryjnym nie wyjdziemy z tego z czymś na kształt zespołu stresu pourazowego.

To lekka przesada, na razie raczej nie mamy podstaw do tak dalekich prognoz.

Słyszałem to porównanie u innych psychologów.

Niczego nie da się całkowicie wykluczyć. Najważniejsza jest jednak próba zachowania kontroli wokół siebie – w tym znaczeniu, że mamy jakieś poczucie wpływu. Żyjemy w cywilizowanym społeczeństwie, które jest w stanie zapewnić nam łańcuchy dostaw podstawowych produktów.

Pytanie, czy wierzymy, że tak będzie.

Część z nas otrzymała od znajomych zdjęcia pustych półek, a część zdjęcia pełnych półek. Jeżeli zadamy sobie pytanie, które częściej chcieliśmy udostępniać, to oczywiście były to te pierwsze. To sprawia, że nakręcamy pewną spiralę podejrzliwości i braku kontroli. To są oczywiście procesy, które psychologia społeczna zna od lat – jesteśmy bardziej wyczuleni na słuchanie negatywnych informacji niż pozytywnych.

A jest ich teraz naprawdę dużo.

Pamiętajmy, że jesteśmy w stanie kontrolować własne zachowania i odruchy. Nie powinno być tak, że nakręcamy spiralę podejrzliwości, że rząd nie mówi wszystkiego czy że zabrakło maseczek. Dostałem dziś informację, która jest fejkowa, że wszystkie testy, które się w Polsce wykonuje, dają pozytywny wynik – nie ma negatywnych. W skrócie: wszyscy mają koronawirusa, tylko się o tym nie mówi... Ludzie lubią się bać i być nosicielami takich sprawdzonych informacji od znajomego, który ma dojścia. Konsekwencje mogą być jednak poważne, bo dzieląc się takimi rzeczami, zwiększamy ogólny poziom lęku.

Tylko jesteśmy w sytuacji, gdy rzeczywistość pokazała nam, że nasze życie społeczne ma kruche podstawy. Rzeczy oczywiste już takie nie są: nie musimy iść do pracy w poniedziałek, ale też nie wiemy, czy zaraz nie zostaniemy z niczym.

To powinna być szansa to zrewidowania pewnych podstaw własnej egzystencji i tego, w co się tak naprawdę wierzy. Kluczowe jest poczucie wsparcia społecznego, które może się dziś sprowadzić do listy osób, do których można się odezwać po pomoc, gdy naprawdę jej potrzebujemy. Teraz życie mówi: sprawdzam. Zobacz, od kogo zależysz i do kogo możesz zadzwonić, a kim musisz się zaopiekować. Musimy spojrzeć na życie z innej perspektywy i zobaczyć, co jest w nim naprawdę istotne. To, żebyśmy mieli za co żyć, jest ważne, ale kluczowy jest jednak powód, dla którego żyjemy. Chodzi o to, byśmy mieli dobre relacje z ludźmi dookoła nas i mieli gdzie zadzwonić. Czy jest ktoś, kto nie odmówi nam tego papieru toaletowego, jak nam się skończy? Z każdej sytuacji można wyciągnąć pewne pozytywy, które będą polegały na rewizji tego, co jest naprawdę dla nas istotne.

Jest w tym wszystkim pewne zaskoczenie. Słuchamy zaleceń lekarzy i pilnujemy odstępów w kolejkach. Okazało się, że jesteśmy zdyscyplinowanym i odpowiedzialnym narodem.

Nie chciałbym mieć dostępu do wyniku badań grupy kontrolnej, gdzie sytuacja byłaby odwrotna. To znaczy, w której to my bylibyśmy tym narodem, który najpierw przeżywa to, co Włosi. Ich przykład bardzo dobrze na nas podziałał. Mogliśmy zobaczyć, do czego doprowadza lekceważenie procedur. Gdyby Polska była tym krajem, który sobie nie poradził, to może i Włosi inaczej potraktowaliby rzeczywistość. Pewnie jesteśmy odrobinę bardziej zdyscyplinowanym narodem, ale ta różnica nie jest przecież jakaś gigantyczna.

Trzymamy te odległości i pilnujemy się na każdym kroku, a co ważne, nie narzekamy.

Wszyscy słyszymy całą masę pocieszających opowieści. Sporo dowodów, które ludzie sobie przekazują na Facebooku i Twitterze. To nie zawsze są przepisy, czasem wystarczą zalecenia, byśmy się im podporządkowali. W dodatku umiemy zwracać uwagę tym, którzy te przepisy łamią, co zawsze było sporym problemem w Polsce. Dobrze, że sobie to pokazujemy, bo w ten sposób tworzymy normę. To jest jasny komunikat, czego nawzajem od siebie oczekujemy. Porównuję tę sytuację do powodzi z 1997 roku, którą przeżyłem na Opolszczyźnie. Okazuje się, że to, co ludziom najbardziej wtedy pomagało, nawet tej w najgorszej sytuacji, to nie wcale nie wsparcie psychologiczne, które polega na tym, że przyjeżdża człowiek i mówi: porozmawiajmy o twoich problemach.

A co pomaga?

Wtedy? Ciężarówka piachu i kilkanaście worków cementu, które sprawiały, że człowiek mógł wziąć sprawy w swoje ręce i czymś się zająć. Tu jest podobnie. Ciągłe rozpamiętywanie i zastanawianie się, co możemy zrobić, nie pomoże. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc tym, którzy gorzej radzą sobie w tej sytuacji. To jest to, co wszyscy powinniśmy zrobić.

Jak polskie społeczeństwo zmieniło się od 1997 roku?

Na pewno radzimy sobie lepiej, jeśli chodzi o wszystkie strukturalne rzeczy. Lepiej jest z procedurami. Jest takie ogólne poczucie, że to wszystko na razie jakoś funkcjonuje. Mimo że w różnych miejscach są dziury i rzeczy, które można zrobić lepiej. Odrobinę też wzrosło zaufanie i zdolność do zwracania uwagi na to, że ktoś robi coś niewłaściwego. Kiedyś mieliśmy z tym dość poważny problem.

To był spadek po komunie, gdy informowanie o czymkolwiek kojarzyło się nam z donosicielstwem.

Ogromna większość ludzi jeszcze niedawno tak myślała. Sytuacja, gdy zgłaszam sąsiada, który robi coś niewłaściwego, była nie do wyobrażenia. Podejście do kogoś na ulicy i stwierdzenie, że coś, co ta osoba robi, jest nie w porządku, mogło spotkać się z odpowiedzią: A co ciebie to właściwie obchodzi...

Ano obchodzi, bo od tego może zależeć zdrowie moich bliskich.

Teraz myślimy inaczej: zachowanie tego człowieka wpływa na to, jak cały ten kraj wygląda. Jeżeli ktoś narusza odległość półtora metra, to ludzie zasadniczo nie mają oporu, by powiedzieć, żeby się odsunął. W ten sposób wszyscy będziemy bardziej bezpieczni. I słusznie. Czas skończyć z myśleniem, że gdy ktoś kogoś zgłasza, to robi coś złego, czy jest, jak to się mówi na „prawilnych dzielniach", konfidentem.

Ta sytuacja umocni wspólnotę czy może jednak za chwilę wszyscy będziemy mieć siebie nawzajem dość?

Na razie umacnia i dobrze byłoby, gdybyśmy zrobili sobie z tego pewien trend. Oczywiście pojawiają się sytuacje, gdy ktoś chce coś wyłudzić. Krąży SMS, że rząd zabrał ci pieniądze z konta, ale jeśli klikniesz, to zostawi ci na koncie 1000 zł. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał robić jakieś swoje interesy, ale społeczne potępienie wydaje się w tej sytuacji ważne. Te kilka dni życia w napięciu i zmieniających się warunkach wskazują, że kolejne też uda się nam przeżyć z sukcesem.

Co należy teraz robić, by nie wpaść w paranoję? Jak zadbać o własne zdrowie psychiczne?

Jeśli ktoś ma poważne problemy, to musi być pod opieką lekarza. Są przypadki, gdy tylko specjalista może pomóc. Natomiast jeśli mamy mówić o takim BHP zdrowia psychicznego, to należy się stosować do kilku prostych zasad. Po pierwsze, planowanie. Jeśli wiem, że przez najbliższy tydzień będę musiał być w domu, to najgorszą rzeczą jest leżenie w łóżku do dziesiątej, a potem zastanawianie się, co będę robił z tym dniem. Można próbować funkcjonować w ten sposób, ale prędzej czy później skończy się to źle.

Rozumiem, że nawet prędzej.

Na każdą sytuację można spojrzeć z perspektywy okazji, którą nam ona przynosi. Moja praca, która polega zasadniczo na czytaniu i pisaniu, jest łatwiejsza do wykonywania w takiej sytuacji, ale każdy z nas może znaleźć rzeczy, które mu zalegają. Tematów, które odsuwał, a powinien się nimi zająć. Jeżeli możesz pracować zdalnie, to zrób to. Jeśli nie wiesz, jak to zrobić, to zapytaj o to swoich przełożonych albo znajomych, którzy mają takie doświadczenia. Szybki powrót do rutyny i zadań, które trzeba wykonywać, jest najlepszy z tej perspektywy. Druga rzecz, to kwestia ułożenia sobie czynności domowych, zwłaszcza jeśli w domu są dzieci.

W końcu mamy dla wszystkich czas...

No właśnie. Bardzo często narzekamy, że nie mamy czasu dla rodziny i nie ma kiedy poświecić bliskim wystarczająco dużo uwagi. Problem w tym, że gdy mamy, tak jak teraz, to nie bardzo wiemy, co z nim zrobić. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że jest sporo kwestii, które można ponadrabiać. Jeżeli masz dzieci, to po prostu z nimi porozmawiaj i spróbuj zapytać, czego one by chciały. I zadbaj o takie zajęcie, które zapewni wam odpowiednią ilość bodźców.

W domu?

Na przykład planszówki, które są fajne, bo zmuszają do interakcji i dają pewien poziom stymulacji. Nie można też zapominać o aktywności fizycznej. Warto poćwiczyć.

Biegniemy do lasu?

Jeśli nigdy w życiu nie biegaliśmy, to może teraz się za to nie zabierajmy. Albo przynajmniej róbmy to ostrożnie. Ale przecież można po prostu iść na spacer albo spędzić czas na świeżym powietrzu. Myślę, że takie planowanie: od tej do tej pracuję zdalnie, potem spędzam czas ze swoimi bliskimi, a potem idę do lasu – może nas wspomóc. Daje nam to poczucie, że robimy coś sensownego, a czas nie przecieka przez palce. Każda sytuacja, w której funkcjonujemy w jakiejś rutynie daje nam pozytywne wzmocnienie. Są takie modele amerykańskie, które pokazują, że ludzie, którzy tak żyją, mają lepszy dobrostan psychiczny niż ci, których życie jest pasmem niespodzianek.

A to nie jest tak, że niespodzianki uczą nas być elastycznym i dzięki temu jest nam potem łatwiej?

Pod warunkiem że my sobie te sytuacje choć trochę wybieramy. Gdy jest coś nam narzucone, to pozytywny wpływ jest tu mocno ograniczony.

Jak tylko zamknęli kina, zapragnąłem oglądać filmy, które miały mieć premierę.

W psychologii to zjawisko nazywamy reaktancją – wystarczy uniemożliwić jakiś wybór, żeby jego atrakcyjność wzrosła. Żeby uniknąć tego rodzaju sytuacji, dobrze jest wyznaczyć sobie zadania do wykonania i uznać, że po prostu nie wszystkie opcje są w tej sytuacji możliwe.

A ta przymusowa przerwa może w nas zmienić coś na trwałe? Deklarowana dziś chęć zerwania z nadmiernym konsumpcjonizmem może w nas pozostać czy to tylko życzenia?

To na pewno jest okazja, w której można na sobie doświadczyć, że potrzebujemy do życia nieco mniej, niż zazwyczaj kupowaliśmy. Że flat white i mus z mango są rzecz jasna przyjemnym punktem dnia, ale do życia niekoniecznym. Czy jednak będzie to jakaś trwała zmiana, trudno teraz wyrokować.

Media pokazują młodych, którzy niespecjalnie przejęli się zakazem i spędzają czas w grupie. Im wirus nic nie zrobi. Ta sytuacja buduje podział pokoleniowy?

To jest dobry moment, by pokazać młodym ludziom, że są współodpowiedzialni za rzeczywistość, w której wszyscy funkcjonujemy. To może prowadzić do różnych trudnych rozmów, ale nie ma innego wyjścia. To, co ratuje wszystkie społeczności w takich sytuacjach, to poczucie współodpowiedzialności za los człowieka i jego potrzeby. Jeżeli jesteśmy w stanie zainteresować się tym drugim człowiekiem, to będzie to z korzyścią zarówno dla niego, jak i dla nas. Nic tak dobrze nie wpływa na nasze samopoczucie, jak świadomość, że się komuś pomogło, a możemy to zrobić w bardzo prosty sposób. 

—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl

Dr hab. Tomasz Grzyb jest profesorem Uniwersytetu SWPS, zajmuje się psychologią wpływu społecznego

Plus Minus: Jako społeczeństwo przechodzimy audyt?

W pewnym sensie tak. Dziś rano dostałem SMS z takim pytaniem testowym: jak skończysz tę kwarantannę będziesz: a) 10 kg cięższy b) w ciąży c) rozwiedziony?

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów