„Mam 68 lat, od ponad 60 jestem zakochany w piłce nożnej. Chce mi się płakać, kiedy widzę, że wydarzenie, które powinno być wielkim świętem, starcie dwóch prawdziwie brukselskich klubów, spotkanie przyjaciół, obarczone jest najwyższym stopniem zagrożenia. Żyłem w pięknych czasach i obawiam się, że one już nie wrócą" – kibic Michel o meczu RWDM – Union Saint-Gilloise (USG).
Mimo że to mecz bez stawki, dla kibiców obu klubów ma ogromne znaczenie. W czasach, gdy 76 razy większe od Królestwa Belgii było Kongo Belgijskie, w kraju frytek i czekolady rządził USG, natomiast Daring – przodek RWDM – był jednym z niewielu klubów potrafiących dotrzymać kroku hegemonowi.
Oczekując na kolejny cud
Potem była pierwsza wojna, a po niej druga. Coraz słabszy Daring był świadkiem kolejnych fuzji, aż w końcu powstał RWDM. Losy klubu od 1973 roku można opisać w czterech słowach: mistrzostwo, puchary, upadek, cud.
Upadek nastąpił w 2002 roku, gdy RWDM został wchłonięty przez klub z innej dzielnicy. Cud wydarzył się pół roku temu, gdy RWDM zmartwychwstał.
Dlatego właśnie dzisiejszy dzień dla chłopaków z Molenbeek ważny jest podwójnie. Dla Oliviera nawet potrójnie, ponieważ jego żona czeka w szpitalu na poród.
– Są rzeczy ważne i ważniejsze. Muszę być dziś na trybunach, ale na wszelki wypadek nie piję za dużo.
W drodze na stadion mijamy dziewczynę w rozpiętej kurtce. Na dobrze widocznym T-shircie widnieje napis: „I'm a feminist". Jest dziesięć dni po wydarzeniach w Kolonii oraz innych europejskich miastach.
– Odważna dziewucha – rzuca Philippe.
– Wy też jesteście odważni – zagadujemy. – Wrzucacie na Facebooka zdjęcia z flagą „FCK ISIS", chodzicie po mieście w koszulkach z takim samym napisem. Nie boicie się, że ktoś postanowi was ukarać?
– Nie boimy się. Jeśli nawet my zaczniemy im ulegać, Belgia skończy jak RWDM w 2002 roku.
– Nie tylko Belgia, cała Europa – wtrąca się Olivier. – Jeszcze trochę i w ogóle nie spotkasz takiej dziewczyny podczas spaceru. Kiedyś w chustach chodziły tylko starsze muzułmanki, teraz okrywają się nimi nawet nastolatki. Te, które się nie dostosują, są prześladowane przez innych muzułmanów. To przerażające, jak im ulegamy.
Blokady policyjne coraz gęstsze, więc stadion coraz bliżej. Robimy krótki przystanek w sklepie. Za ladą przygarbiony staruszek, przesadnie uprzejmy. Thibault nie patrzy mu w oczy.
– Nie dajcie się nabrać – mówi, gdy wracamy na ulicę. – Oni nas nienawidzą. Pewnie nie wiecie, a to ważne, że duża część z nich przybyła tu z najbardziej zacofanych terenów Maroka, górskiego regionu Rif na północy kraju. Nie mogli sobie poradzić w trzecim świecie, więc wybrali się do pierwszego, logiczne. Byłem tam kiedyś na wakacjach i spotkałem fantastycznych, miłych Marokańczyków. Nie przypuszczałem, że tacy istnieją.
Sklepikarz był ostatnim Arabem, którego spotkaliśmy tego dnia. Pod stadionem już tylko „zwykli Belgowie", kilka tysięcy sympatyków RWDM i USG. A między nimi dziesiątki żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Uzbrojeni policjanci, których również pełno, przy żołnierzach nie robią żadnego wrażenia.
Na meczu śpiewy, po meczu śpiewy i morze alkoholu. I żołnierze. I policjanci, którzy przy żołnierzach nie robią żadnego wrażenia.
– Nie publikujcie naszych prawdziwych imion, ok? – Thibault właśnie przestał udawać, że wszystko jest w porządku.
Sięga po kolejne piwo i czeka na kolejny cud.
PS Dzień po meczu żona Oliviera urodziła syna. Nadali mu imię Loic, na część ulubionego piłkarza Oliviera, Loica Rémy'ego. Pięć dni po meczu członkowie ekip telewizyjnych stacji France 3 oraz belgijskiego RTL Info zostali pobici przed domem jednego z terrorystów. Pascal Verdeau, dziennikarz France 3: „Znaleźliśmy się w strefie, gdzie prawo nie obowiązuje". Dziewięć dni po meczu na początkowej stacji pierwszej linii metra w Molenbeek 15 młodych ludzi zaatakowało wojskowy patrol. Poszkodowani zostali jeden z żołnierzy oraz J. urodzony w 1998 roku.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95