Walter Chełstowski, współtwórca KOD

Pierwsze doświadczenia zdobywał w komunistycznej telewizji. Na festiwalu w Jarocinie promował Jerzego Owsiaka i Pawła Kukiza. Dziś jest współtwórcą Komitetu Obrony Demokracji.

Aktualizacja: 07.02.2016 21:33 Publikacja: 05.02.2016 00:00

WOŚP w roku 1993 zamierzał grać do końca świata i o dzień dłużej. Finał w dobranym składzie: Agata M

WOŚP w roku 1993 zamierzał grać do końca świata i o dzień dłużej. Finał w dobranym składzie: Agata Młynarska, Jerzy Owsiak i Walter Chełstowski

Foto: TVP/PAP, Jan Bogacz

Rodzice mieli wyraźny sznyt lewicowy: Stanisław i Jolanta Chełstowscy pracowali w tygodniku społeczno-politycznym „Po prostu", który powstał po październikowej odnowie. Potem ojciec przez wiele lat kierował „Życiem Gospodarczym", a matka była redaktorką naczelną pism harcerskich i autorką książek („Najtrudniejszy pierwszy rok" z 1981 roku, na okładce młodzi ludzie w mundurkach i przepisowych czerwonych chustach). Współpracowała też z naczelnikiem ZHP Andrzejem Ornatem, późniejszym ministrem do spraw młodzieży.

Wojciech Śliwerski, wydawca od lat związany z harcerstwem, uważa, że jej doświadczenie mogło pomóc w rozwiązywaniu napięć w organizacji w latach 1980–1981. W rozmowie z „Plusem Minusem" przypomina jednak, że w stanie wojennym panią Jolantę usunięto z redakcji tygodnika „Motywy" i osadzono w piśmie metodycznym, co było przesunięciem na „boczny tor". Potem straciła nawet i to stanowisko. Ornat pozostał przyjacielem rodziny – w nekrologu po śmierci pana Stanisława żegnał go życzliwie, Walterowi składał wyrazy współczucia.

Z dziejów walki o wolność

Rocznik 1951. Czy imię dostał po komunistycznym generale Karolu „Walterze" Świerczewskim? Wiele osób tak mówi, ale sam Chełstowski tego nie potwierdza. Przyznaje jednak, że Walter wybił go ponad anonimowość i uczynił odpornym na towarzyskie docinki. Był inny! Już jako nastolatek – dzięki matce – zaczął pisać artykuły do prasy harcerskiej. Wygrało jednak zacięcie do zajęć z narzędziami i poszedł studiować na Politechnice Warszawskiej (Wydział Mechaniki Precyzyjnej, specjalność – technologia sprzętu elektronicznego).

Potem wybrał jeszcze dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim: uciekł w ten sposób od wojska, lecz nauki nie ukończył. Właściwie – nie musiał. Któregoś dnia w auli zjawił się bowiem Mariusz Walter, twórca legendarnego Studia 2, hitu komunistycznej telewizji, który szukał prezenterów do programu. Chełstowski zwrócił jego uwagę imieniem, co oczywiste, ale też pewnością siebie i sposobem bycia. Dostał angaż: był stażystą, terminował u boku reżyserów i realizatorów, z czasem nagrywał własne kawałki.

Chełstowski nigdy nie ukrywał, że Mariusz Walter to jego mistrz, choć ten nie zwykł chwalić, lecz raczej strofował podopiecznych. Walter to członek PZPR i TW „Mewa". „Poszczególne redakcje zespołu Studia 2 systematycznie uwzględniają w swoich programach tematykę umacniania ładu i porządku publicznego. Szereg audycji jest bezpośrednio poświęconych działalności resortu spraw wewnętrznych, eksponują osiągnięcia MO i SB w walce z przestępczością i prezentują sylwetki funkcjonariuszy" – tak MSW rekomendowało go do nagrody za zasługi. Zdolnego propagandzistę chwalił też Jerzy Urban i planował wykorzystać w antysolidarnościowej nagonce.

Chełstowski w „Rzeczpospolitej" mówił o swoim szefie, że nie rozumiał, dlaczego ten zakazuje pewnych rzeczy i czasem każe wyciąć jakąś wypowiedź. Pochwalił się, że czasem kontestował polecenia Waltera. W brytyjskim serialu „Hotel Zacisze" miał usunąć wzmiankę o strajku śmieciarzy, bo słowo było wówczas zakazane – trwały niepokoje w Lublinie. Ale nie wyciął! – Przez dzień byłem bez pracy – wspominał, co ma być zapewne dowodem bohaterstwa z dziejów walki o wolność. O tamtych czasach pisał też na blogu: „To było wspaniałe uczucie wspólnoty i marzeń. (...) Wezwaliśmy nawet naszego Mistrza i Szefa Studia 2 (M.W.) na spotkanie w domu jednego z nas, aby zażądać natychmiastowej zgody na wszystko. Bez żadnych ustępstw". Odpowiedzi nie przytoczył.

Wspomina, że siedział w CPA (Centralnym Pokoju Aparatury) na Woronicza, gdzie odbierano sygnał z ośrodków regionalnych – pełen emocji oglądał na żywo przekaz z gdańskiej Stoczni. Do „Solidarności" jednak nie wstąpił. Do partii też nie, choć należał do – zdradził w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" – „Zrzeszenia Studentów Polskich, a później automatycznie do SZSP". Ciekawe, że drugi skrót nie doczekał się rozszyfrowania na łamach: chodzi o Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, który powstał przez scalenie ZSP ze związkami młodzieży socjalistycznej i wiejskiej. Co prawda Chełstowski został zweryfikowany pozytywnie („nie wiem dlaczego, nie potrafię odpowiedzieć"), ale potem i tak wyrzucono go z pracy wraz z kilkuset osobami.

Nie utonął. Był wodzirejem i tokarzem. Prowadził firmę krawiecką. Ale przede wszystkim miał Jarocin.

Z bezpieką nie miał styczności

Jeszcze w latach 70. powołał – wraz z Jackiem Sylwinem, kolegą z TVP – twór o nazwie MMG, czyli Muzyka Młodej Generacji. Chodziło o promocję zespołów, które nie istniały w oficjalnym życiu kulturowym. Nie, żaden tam drugi obieg, raczej niechętnie widziane przez władzę rockowe szarpidruty na dorobku. Obaj panowie mieli ich wyprowadzić na szerokie wody festiwali polskich i zagranicznych. A przy okazji „wypier... w powietrze nomenklaturę muzyki rozrywkowej w PRL". Podzielili się obowiązkami: Sylwin zajmował się sprawami artystycznymi i promocyjnymi, Chełstowski – technicznymi i produkcyjnymi. „Swoje" kapele promowali w „swoich" programach.

W 1980 roku w Jarocinie, w miejsce odbywających się tam od dekady spędów muzycznych, zorganizowali I Ogólnopolski Przegląd MMG. Od razu sukces: na stadionie zagrały zespoły Maanam, Dżem, Kombi, Kasa Chorych, Krzak. Potem występowali jeszcze inni – Perfect, TSA, Siekiera, Dezerter. Do tego wiele anonimowych grup, ale też uznane gwiazdy – Marek Grechuta i Hanna Banaszak. W 1982 roku jednym z organizatorów festiwalu zostało Studio 2, koncerty były rejestrowane dla telewizji. Ciekawe, że nie odbyły się wtedy Sopot i Opole, bo stan wojenny zakazywał masowych imprez, ale Jarocin się ostał!

Chełstowski mówił: „nasz festiwal", choć należałoby powiedzieć „jego", bo wielu zarzucało mu zarządzanie zbyt twardą ręką. W 1983 roku – już sam, bo Sylwin wolał wychodzić z muzyką na świat – zorganizował Festiwal Muzyków Rockowych. W folderze ukazała się wtedy odezwa Chełstowskiego do uczestników. – Czy uważasz, że musiała pojawić się przy czymś tak nieobowiązującym i rozrywkowym jak muzyka rockowa – ideologia? – pytała potem agencja Interpress. – Tak, gdyż każde działanie bez ideologii uważam za stracone. (...) W dalszym ciągu jest tak wiele popowych piosenek o miłości, ale jednocześnie musiała pojawić się sztuka, która wyrażałaby społeczno-polityczne emocje. Dla mnie tą sztuką jest rock. A tam, gdzie następuje wymiana myśli i poglądów, zawsze dochodzi do sformułowania ideologii – odpowiedział.

Mówił też, że Jarocin stał się oazą wolności: artystycznej, obyczajowej i politycznej. Za jaką cenę? Nie wie. Były pisma do KC? Może ktoś jeździł do Warszawy? Nie był wtajemniczony. Opowiadał, że milicja stawiała swoją kamerę VHS i rejestrowała koncerty, co było męczące, ale cenzura specjalnie nie ingerowała w przebieg imprezy, choć teksty trzeba było składać u smutnych panów. Sam Chełstowski z SB nie miał styczności: nikt go nie przesłuchiwał, nie kazał pisać sprawozdań. Ciekawe, bo muzyków przed występami wzywano na przesłuchania, by pokazać im, że są pod czujną kontrolą.

Pisano czasem, że skoro „Solidarność" stała się alternatywą wobec systemu dla dorosłych Polaków, to bunt ich dzieci stanowił właśnie Jarocin. Archiwa IPN wskazują, że festiwal nie stwarzał jednak realnego zagrożenia politycznego. Był raczej wentylem do skanalizowania emocji, bo lepiej, żeby młodzi zbuntowani słuchali rocka, niż wychodzili na ulice. Dawał władzy wgląd w ich światek. Tak uważali Krzysztof Grabowski z Dezertera czy Tomasz Budzyński z Armii. Dla wielu muzyków Chełstowski był więc „wysuniętym ramieniem sprawiedliwości ludowej" czy „częścią systemu". Tomasz Lipiński z Tiltu uważa, że dyrektor festiwalu cieszył się zaufaniem władz i dlatego był postacią dwuznaczną. – Nie wiedzieliśmy, czy robi ten festiwal dla muzyki, czy dlatego, że chciała tego władza – mówił. Chełstowski swoich krytyków oceniał ostro: „mniej rozgarnięci". Inaczej niż koledzy ze sceny mówi Paweł Kukiz, który w Jarocinie debiutował z grupą Hak i zwyciężył w konkursie w 1983 roku. Walterowi Chełstowskiemu wiele zawdzięcza, bo ten został menedżerem i producentem drugiego zespołu Kukiza – Aya RL. Muzyk przyznaje, że starszy kolega go ukształtował: uczył, jak oglądać świat z różnych perspektyw. Suflował idee wolnościowe i – zapewnia muzyk – „nigdy nie był ukierunkowany na władzę". Dlatego zdaniem Kukiza festiwal nie pozostawał na niczyich usługach i mocno wątpi, że intencją Chełstowskiego było sprawowanie kontroli. – Nawet jeśli Jarocin był wentylem, to władza się na tym przejechała, bo wywodzi się stamtąd mnóstwo kontestatorów i wolnościowców – twierdzi Kukiz w rozmowie z „Plusem Minusem".

Sam Chełstowski też uważa, że teoria o społecznym wentylu to bzdura, bo władza nie interesowała się ich muzyką. Warto jednak pamiętać, że do Jarocina przyjechał Leszek Miller, kierownik Wydziału Młodzieżowego KC; bywał też Aleksander Kwaśniewski, minister do spraw młodzieży (następca Ornata). Zdarzyło się także, że pole namiotowe dla uczestników prowadziło ZSMP! Bywało też, że w Jarocinie pracowało aż 222 funkcjonariuszy SB i MO! Ich raporty pełne były półprawd o subkulturach punków, metali, skinów, rastafarian i regalowców, ale widać z nich, że zakres inwigilacji był ogromny. Służby wynotowały też kolportaż ulotek – przygotowanych specjalnie na festiwal – przez „Solidarność", „Solidarność Walczącą", „Wolność i Pokój", Młodzieżowy Ruch Oporu. O tym próżno czytać w wywiadach z Chełstowskim.

Beatles z Woodstocku

W 1986 roku Chełstowski zrezygnował z prowadzenia Jarocina. Czemu? „Bo skończyła się tam wolność". A jednak mogły być także inne przyczyny: „Rzeczpospolita" pisała wówczas, że do biur organizatorów weszła kontrola NIK i szukała śladów niegospodarności; muzycy wyrzucali zaś szefowi autorytaryzm (Sylwin w rozmowie z „Plusem Minusem" to potwierdza) i dyskryminację niektórych gatunków muzyki.

Chełstowski szybko wrócił do Jarocina. Nie sam, lecz z Jerzym Owsiakiem. Syn pułkownika MO przyjechał tam najpierw jako kierowca ze sprzętem muzycznym, lecz w 1988 roku był już znowu ze swoim Towarzystwem Przyjaciół Chińskich Ręczników. Wedle IPN wariackie happeningi – jak akcja „Uwolnić słonia", gdy Owsiak krzyczał z przyczepy traktora abstrakcyjne hasła – pełniły właśnie funkcję wentyla. Z czasem stał się on konferansjerem festiwalu: wyjście na jarocińską scenę nazwał swoim Rubikonem. Za sprawą Chełstowskiego został też dyrektorem artystycznym, by „wyciągnąć Jarocin z lekkiej zapaści organizacyjnej".

Chełstowski i Owsiak trafili wtedy do TVP. Założyli firmę Ćwierć Mrówki (jej doskonalszą wersją stała się Mrówka Cała), która produkowała show „Róbta, co chceta". Chełstowski był reżyserem, Owsiak – prowadzącym. Od pierwszych odcinków prowadzono zbiórkę pieniędzy, z której wyrosła Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Na cały dzień dostali wtedy ogólnopolską antenę i wszystkie ośrodki regionalne, w studiu przy Woronicza dowodzili wspólnie. Następny sukces! Chełstowski się chwalił, że to dzieło jego życia, które wciąż budzi dumę.

Pomagał też Owsiakowi w realizacji marzenia, które ten przywiózł z amerykańskiego Woodstock: by w Polsce stworzyć podobną imprezę. Tak powstał „Przystanek Woodstock", czyli wakacyjny koncert dla wolontariuszy WOŚP. Orkiestra i Przystanek grają dalej, a jednak drogi ich twórców się rozeszły. Czemu? Chełstowski tłumaczy, że Beatlesi też nie podali przyczyn rozstania. – W związkach artystycznych jest tak, że albo trwają dalej, albo twórcy idą własną drogą – mówi, zupełnie jako Owsiak, zacinając się lekko.

Znów nie utonął. W radzie nadzorczej TVN przygarnął go Mariusz Walter. Miał też profesjonalne studio nagrań CCS, stworzył kilka filmów dokumentalnych (głównie o Jarocinie). Do dziś prowadzi firmę itc.org.pl, która tworzy programy telewizyjne, kręci filmy i reklamy, projektuje animacje i grafiki, organizuje „special events" (Chełstowski mówi, że politycznych zleceń nigdy nie brał, choć propozycje były). Wiele z tych produkcji realizował dla telewizji publicznej. Co prawda w 1998 roku, gdy został członkiem zarządu TVP, obiecywał, że zrezygnuje z produkcji programów. Ale SDP w 2000 roku alarmowało, że „istnieją liczne i udokumentowane przykłady, że osoby zatrudnione w dyrekcjach anten i kierownictwie TVP prowadzą własne programy, pełniąc jednocześnie kolidujące z sobą role zamawiającego i wykonawcy" – jako przykład wymieniono właśnie Waltera Chełstowskiego.

Do tego firmowana przez niego reforma telewizji była krytykowana, a Piotr Najsztub i Jacek Żakowski, gwiazdy „Tok Szoku", przenieśli się do Polsatu. Czy dlatego zrezygnował? Podawał inny powód: 12 tys. złotych pensji to dużo za mało – i tak stał się pierwszą ofiarą ustawy kominowej, która ograniczyła zarobki w spółkach Skarbu Państwa.

Jak w ogóle trafił do telewizji publicznej? Podobno z poparcia Unii Wolności, choć sam utrzymywał, że w TVP ścierają się osobowości, a nie siły polityczne. Propozycję dostał od Bolesława Sulika, przewodniczącego KRRiTV, którego związki z UW nigdy nie budziły wątpliwości. Zdaniem Chełstowskiego łączyła ich BBC – obaj robili kiedyś filmy dla tej stacji (Chełstowski: „Gruszki na wierzbie" o Jarocinie), więc – jak twierdził – zatrudnienie w TVP to dowód uznania dla jego kompetencji. Po odejściu nie miał sobie wiele do zarzucenia, ale funkcje kierownicze już go nie interesowały. Zarzekał się, że chce stworzyć program, który sprzeda się na świecie i to będzie wiarygodny sprawdzian jego możliwości. Nie udało się.

Podobnie z innym pomysłem, o którym trzy lata temu opowiadał branżowemu magazynowi „Tele Pro". Mówił, że nie stanie się człowiekiem spełnionym, dopóki nie wdroży własnej telewizji w internecie, gdzie wieczorami można było pić, palić i przeklinać, ale przede wszystkim „swobodnie rozmawiać w gronie inteligentnych osób". Spróbował i wychodziło to dość siermiężne, z użyciem jednej kamery, bo wszystko tworzył własnym sumptem – nikt nie chciał kupić tego patentu. – To, co robię, zacznie w Polsce rewolucję. Otworzyłem drzwi – odgrażał się buńczucznie, bo zawsze kreował się na wizjonera, który o telewizji wie więcej. Lecz strona www.chelstowski.tv jest dzisiaj martwa.

Lepiej wykształceni i lepiej rozwinięci

Do zobaczenia po jasnej stronie mocy – mówi na zakończenie rozmowy z „Plusem Minusem". Z jego słów wynika, że czuje się liberałem. Wspiera Nowoczesną, bo z „cholerną PO nie zgadzał się od lat". Optuje za legalizacją prostytucji, marihuana też jest OK. Kościoła nie trawi, gdyż jest ateistą i nie lubi być „owieczką pasaną przez innych"; zresztą jego zdaniem „partie polityczne w Polsce srają od lat ze strachu przed Kościołem katolickim".

O imigrantach pisał: „Musimy nauczyć się, jak z nimi żyć w pokoju. To działa w obie, dwie strony. Innego wyjścia nie ma". Miłość do bliźniego nie przekłada się jednak na narodowców, wobec których nie ma podobnej wyrozumiałości. Dał temu wyraz w tekście – jednym z wielu – „Jak radzić sobie z brunatną pleśnią": „Z pleśnią nie da się dyskutować i czegokolwiek jej wytłumaczyć. Nie bój się tej myśli , nawet jeżeli szacunek dla poglądów innych jest jednym z fundamentów Twojego życia. Otwartość i liberalizm nie stoi w przeszkodzie w zwalczaniu szkodników". Porównywał ich również do NSDAP: „Co mam napisać? Powoływać się na historyczny przykład z 1933 roku? Który już znikł w mroku zapomnienia historii. Powiem inaczej. Nie ma wyjścia. Trzeba walczyć z początkiem zła. Zanim zło zacznie zwyciężać. Bo wtedy będzie za późno".

Chełstowski zastrzega jednak, że to nie jest opis PiS, którego elektoratu nie postrzega jako sekty, choć dziwi go niepomiernie, że istnieją w Polsce ludzie marzący o takich porządkach w kraju. Czy dialog z nimi rzeczywiście nie jest możliwy? Odpowiada, że ile razy próbuje porozmawiać, spotyka się z kalką propagandowych argumentów, że jest pogrobowcem PO, chodzi w futrze z norek i je ośmiorniczki. – Oni wszyscy mówią to samo, nikt się nie wychyla. Nie mają żadnych wątpliwości w żadnej sprawie. Chciałbym ich przekonać, że moja wizja Polski jest inna, ale to się nie udaje – uważa. – Zresztą PiS także nie podejmuje dialogu z opozycją, którą traktuje jak wroga, skoro wszystkie jej poprawki do ustaw wyrzuca do kosza – tłumaczy.

– Jak znam Walterka, nie zobaczę go nigdy na czele żadnej siły politycznej – oceniał dawno temu Mariusz Walter. I rzeczywiście, Chełstowski zawsze wolał działać w cieniu, na zapleczu polityki. Jeszcze przed wyborami w 1993 roku poszedł do Bronisława Geremka i, powołując się na doświadczenia w WOŚP, zaproponował zrobienie kampanii jego Unii Demokratycznej. Partia przegrała sromotnie wybory, ale Chełstowski nie stracił zapału. – Zawsze interesował się polityką i gdyby został politykiem, bez wahania oddałbym na niego głos. Można mu ufać – powiedział kiedyś Paweł Kukiz. Pytamy, czy dziś też oddałby głos na Chełstowskiego? – Nie – ucina Kukiz.

Ciężko mu o tym mówić, ale przyznaje, że Chełstowski pogubił się i teraz są po dwóch różnych stronach barykady. Posłujący muzyk unika analizy psychologicznej, ale jego zdaniem postawa kolegi nie wynika z kalkulacji i koniunkturalizmu, lecz po prostu z przekonań. – Trudno wymagać, by człowiek w takim wieku pozostawał rewolucjonistą. On uważa, że w Polsce nie może być już lepiej, a dla mnie i owszem: może. Co, paradoksalnie, wynika z nauk Chełstowskiego – mówi nam Paweł Kukiz.

W czasie wyborów parlamentarnych i prezydenckich Chełstowski z Kukizem wymienili zdawkowe wiadomości, lecz potem, gdy powstał Komitet Obrony Demokracji, już nie rozmawiali. Walter Chełstowski był wśród założycieli KOD, został pierwszym administratorem facebookowego profilu, według niektórych jest wręcz mózgiem całego przedsięwzięcia. Nic dziwnego, że chętnie promuje jego poczynania i komentuje życzliwie, bo przecież: „Lato nasze". – Ludzie poczuli intuicyjnie, że odbierana jest im wolność i zaczyna brakować tlenu – mówi „Plusowi Minusowi". Mogli to dostrzec ci, którzy są „lepiej wykształceni i lepiej rozwinięci". Kilka razy powtarza, że nikt im za to nie płaci. Sam do władz stowarzyszenia się nie wybiera, bo mieszka na wsi pod Olsztynem i Warszawa jest zbyt daleko, zresztą od jakiegoś czasu pozostaje człowiekiem drugiego planu.

Woli pisać: na portalu studioopinii.pl, gdzie wylęgł się KOD, a także na Facebooku. Stąd kpiny, docinki, szyderstwa i złośliwości, czasem na granicy chamstwa, wobec rządzących – to pewnie wyraz przewagi intelektualnej nad bandą, która dorwała się do władzy. Drwi z Lecha Kaczyńskiego („Prezydenta RP jedynego Prawdziwego") czy Jarosława Kaczyńskiego („Bardzo się cieszę, że nasz Pan Prezes Polski przyjął na audiencji Pana Orbana").

Wśród próbek stylu Chełstowskiego znajdujemy pojedyncze perełki („Niech nie pier...lą") czy rozbudowane frazy („Takiego kur...twa propagandowego jak dzisiejsze Wiadomości nie widziałem od czasów PRL i Urbana" lub „Najbardziej wkur... mnie to, że zamiast myśleć, co mądrego i dobrego zrobić w Kraju, to musimy nie wiadomo jak długo bronić się przed napadem szaleńców").

Najprawdziwsze wydają się jednak osobiste komentarze. Stwierdza więc Walter Chełstowski, że na ciśnienie najlepsze są „Lokren i Prestirum – biorę", dorzuca: „Muszę zmienić lekarza". Ale najciekawsze i wiele mówiące o autorze jest inne wyznanie: „Piszę szybko, bo myślę wolno".

PLUS MINUS

Rodzice mieli wyraźny sznyt lewicowy: Stanisław i Jolanta Chełstowscy pracowali w tygodniku społeczno-politycznym „Po prostu", który powstał po październikowej odnowie. Potem ojciec przez wiele lat kierował „Życiem Gospodarczym", a matka była redaktorką naczelną pism harcerskich i autorką książek („Najtrudniejszy pierwszy rok" z 1981 roku, na okładce młodzi ludzie w mundurkach i przepisowych czerwonych chustach). Współpracowała też z naczelnikiem ZHP Andrzejem Ornatem, późniejszym ministrem do spraw młodzieży.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów