Włodzimierz Suleja: Legionowy etos

Przyszłe polskie wojsko miało jeden, wyraźnie określony cel. Ochotnicy, których zgromadził Piłsudski, mieli bić się wyłącznie o Polskę. I choć niepodległość dla innych rodzimych polityków była czymś niemal całkowicie irracjonalnym, Komendant całkowicie świadomie postawił na tę właśnie wizję.

Publikacja: 02.02.2018 14:00

Włodzimierz Suleja: Legionowy etos

Foto: Domena Publiczna

W polskiej tradycji militarnej termin „legiony" ma podwójne znaczenie, odnosi się bowiem do dwóch wyjątkowych formacji. Obie były emanacją polskiej irredenty, walczącej o restytucję niepodległej Polski. Obie były też wojskiem szczególnym.

Legiony, podążające z ziemi włoskiej do Polski, miały nie tylko zanieść odległej Ojczyźnie dar wolności, ale i „światła współziomkom", dlatego chłopskiego w swej masie żołnierza uczono trudnej sztuki czytania, pisania i rachunków, pamiętając wszakże o przybliżaniu „cnót obywatelskich". W tym wojsku hasła: „Wolność, Miłość Ojczyzny, Równość" nie były czczym zawołaniem. Dlatego też ów żołnierz-tułacz, zarówno prosty szeregowiec, jak i oficer, był przede wszystkim obywatelem.

Awangarda wojska polskiego

Odwołanie do Legionów doby napoleońskiej ma fundamentalne znaczenie przy próbie opisu etosu ich XX-wiecznych następców. Ten ochotniczy żołnierz również wyruszał do walki o Niepodległą z sojusznikiem z konieczności, a nie wolnego wyboru. I podejmował wszelkie dostępne działania, by się odeń w sposób wyrazisty różnić. Legionista Dąbrowskiego wprawdzie nie utożsamiał się ze sprawą Francji, ale wytrwale podążał za gwiazdą Napoleona. W sto lat później horyzont marszu, wytyczony przez Piłsudskiego, prowadził tylko do Polski. Wbrew czasowemu sojusznikowi. Wbrew wszystkim światowym potęgom. Nawet wbrew oczekiwaniom i przewidywaniom zdecydowanej większości własnego społeczeństwa.

Tym razem wszakże uczestnicy irredentystycznej konspiracji nie stali przed dylematem, tak charakterystycznym dla pokolenia ojców czy dziadów, a sprowadzającym się do pytania: bić się czy nie bić? Dla nich wybór był oczywisty – walkę orężną należało skorelować z wybuchem wojny powszechnej, podczas której siłą rzeczy sprawa polska straciłaby swój lokalny, międzyzaborowy charakter, stając się kwestią międzynarodową. Dlatego należało przygotowywać siły własne i zdecydować się na wybór tymczasowego, taktycznego sojusznika. I z tej właśnie perspektywy doświadczenie Legionów napoleońskich jawiło się jako istotny punkt odniesienia. Zwłaszcza w perspektywie nieuchronnej walki z Rosją.

Legionowy szlak rozpoczęła „kadrówka". Sformowana 3 sierpnia 1914 z kursantów szkół oficerskich, w naturalny sposób stała się zarodkiem przyszłej polskiej armii. Piłsudski, przemawiając do owej strzeleckiej elity, podkreślał, że są oni żołnierzami polskimi, zaś ich jedynym znakiem jest „orzeł biały". Wymiana organizacyjnych odznak, ostatecznie kończąca czas ideowych, a bywało, że i personalnych sporów, miała stać się symbolem „zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować".

Kompania kadrowa wchodziła zatem w rolę awangardy polskiego wojska, podążającego „walczyć za oswobodzenie ojczyzny". Charakterystyczne – a był to istotny i finezyjnie przemyślany przez Piłsudskiego element tworzącego się żołnierskiego etosu – Komendant nie naznaczał przy tym szarż, powierzając jedynie najbardziej doświadczonym dowódcze funkcje. „Szarże – podkreślił – uzyskacie w bitwach", toteż każdy z wyruszających w pole mógł zostać oficerem, aczkolwiek w rachubę wchodziła i druga ewentualność, czyli powrót do statusu szeregowca. W każdym razie konkluzja tego wystąpienia – „patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska" – musi być traktowana jako swoisty cokół, na którym budowany był żołnierski etos tej formacji.

Nieprzeliczalna wartość niepodległości

Owo przyszłe polskie wojsko miało jeden, wyraźnie określony cel. Piłsudski nie wdawał się w zdeterminowane politycznym kontekstem taktyczne czy orientacyjne zawiłości. Ochotnicy, których zgromadził, mieli bić się wyłącznie o Polskę. I właśnie ta etosowa wizja przyciągała wpierw do strzeleckich, a rychle legionowych szeregów. I choć niepodległość dla liczących się z europejskimi realiami rodzimych polityków była czymś niemal całkowicie irracjonalnym, Komendant tę właśnie ideę całkowicie świadomie postawił w rzędzie wartości nieprzeliczalnych, owych – jak określał nieco później – imponderabiliów. Sam, podpisując się ze względów taktycznych pod austro-polskim rozwiązaniem, dbał, by wytwarzany w żołnierskich szeregach ideowy kapitał nie został zmarnowany w pogoni za cząstkowymi, z pozoru łatwiejszymi do uzyskania, rozwiązaniami.

To właśnie owe legionowe imponderabilia służyły integrowaniu formacji, utrzymywaniu koniecznego dystansu wobec tymczasowego, austriackiego sojusznika, ale przede wszystkim budowaniu tradycji własnej, zagubionej i zapomnianej po styczniowym zrywie. A przy tym było to wojsko wyjątkowo rozpolitykowane, złożone z elementu rzutkiego i dynamicznego, zdolnego przy tym do objęcia w pokojowych warunkach posterunków istotnych, wymagających ponadprzeciętnych intelektualnych kwalifikacji.

Bezcenny honor

Ważnym elementem legionowego etosu była też odwaga. Nie ślepa, straceńcza, ale rozumna, pomieszana z fantazją i nieprzewidywalnością. Dowodzą tego legionowe boje – od Lasek, Łowczówka, Konar, Rokitny, po Kostiuchnówkę. I zdolność do ofiary. Wykazanej w czasie legionowych kryzysów, po ostatni z nich, przysięgowy, który królewiaków rzucił za druty Beniaminowa i Szczypiorny, zaś poddanych austriackiego cesarza na front włoski. I wypisanej na długiej liście poległych...

Jakże prawdziwie brzmiał zatem w uszach podkomendnych rozkaz Piłsudskiego wydany w drugą rocznicę wymarszu: „W ciężkich walkach, krwawymi ofiarami żołnierze wszystkich Brygad wyrwali nienawistnym losom to, czegośmy jeszcze nie mieli, wychodząc na wojnę – honor żołnierza polskiego, którego bitność i wewnętrzna dyscyplina nie podlega już nigdzie żadnej wątpliwości".

Legionowy, żołnierski etos okazał się kapitałem, który w pełni zaprocentował po listopadzie 1918. W walkach o Lwów i Wilno. W wyprawie kijowskiej. Bitwie Warszawskiej. Operacji niemeńskiej. I choć nie ma tu mowy o prostym odwzorowaniu, w XX-wiecznych powstańczych zrywach.

Znamienne były słowa legionowego artylerzysty, wypowiedziane w maju 1939: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna: tą rzeczą jest honor". Dziś, w dobie przewartościowań, determinowanych czy to polityczną poprawnością, czy poszukiwaniem abstrakcyjnego europejskiego ideału, deklaracja taka mogłaby wywołać wzruszenie ramion czy wręcz sprzeciw. A przecież nie zdołamy przed nią uciec. Warto zatem, spoglądając wstecz, sięgać do zarzuconych, ale trwałych wzorców. Zwłaszcza dzisiaj.

Prof. dr hab. Włodzimierz Suleja, Uniwersytet Wrocławski, IPN

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W polskiej tradycji militarnej termin „legiony" ma podwójne znaczenie, odnosi się bowiem do dwóch wyjątkowych formacji. Obie były emanacją polskiej irredenty, walczącej o restytucję niepodległej Polski. Obie były też wojskiem szczególnym.

Legiony, podążające z ziemi włoskiej do Polski, miały nie tylko zanieść odległej Ojczyźnie dar wolności, ale i „światła współziomkom", dlatego chłopskiego w swej masie żołnierza uczono trudnej sztuki czytania, pisania i rachunków, pamiętając wszakże o przybliżaniu „cnót obywatelskich". W tym wojsku hasła: „Wolność, Miłość Ojczyzny, Równość" nie były czczym zawołaniem. Dlatego też ów żołnierz-tułacz, zarówno prosty szeregowiec, jak i oficer, był przede wszystkim obywatelem.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków