Tymczasem felietonistom nie pomaga nikt. A przecież też się męczą, służą partiom jak mogą, nie mniej niż reżyserzy, nie jest im lekko, można by ludziom ulżyć i ogłosić Krajowy Program Skupu Felietonów. Zastanowiłem się nawet nad tym, jak by to wyglądało.
Gdyby to tak przyszło do głowy PiS-owi, to zaczęliby od ustawowego powołania Narodowej Rady Felietonów, w skrócie NaRaFe, bo NRF jeszcze się starszym może z Niemcami kojarzyć, a to wręcz naprzeciwko, nasze jest narodowe, polskie. Członków NaRaFe powoływałby parlament, ale przepraszamy, w tej kadencji bez Senatu, i prezydent, a na czele stanąłby twórca MaBeNy. Oczywiście ustawa o takiej treści zostałaby z miejsca skrytykowana przez Komisję Wenecką, zaprotestowałby Sąd Najwyższy ze wszystkimi swymi Izbami, Korytarzami oraz Windami, a Komisja Europejska ogłosiłaby koniec rządów prawa i fashysm. Maja Ostaszewska przykułaby się do Krystyny Jandy, a głos w ich obronie zabrałaby Agnieszka Holland, po zmianach – The Netherlands.
Na czele naszego organu stanęliby zasłużeni autorzy, trzeba by tylko pamiętać, by nie brać Sakiewicza, bo nie zapłaci, może od razu sięgnąć po twórców Polskiej Fundacji Narodowej, to wtedy pójdzie jak z płatka. Po dwóch latach drobiazgowa kontrola NIK wykazałaby, że zakupiono tylko dwieście felietonów, wszystkie autorstwa braci K., a reszta budżetu poszła na materiały biurowe oraz wyjazd studyjny kilkudziesięciu innych felietonistów na Malediwy. Prezes Banaś grzmiałby na konferencji prasowej zorganizowanej w jednym z krakowskich hoteli, że tak się nie godzi, ale szybciutko z pytaniami, bo wynajęliśmy tylko na pół godziny.
Za realizację Krajowego Programu Skupu Felietonów mogłaby się też zabrać Platforma Obywatelska. Ci zaczęliby od wynajęcia firmy doradczej, która – okazałoby się po latach z podsłuchów – zupełnym przypadkiem zarejestrowana była na babcię posła Kierwińskiego, a urzędowała na barce, którą po cenie złomu zakupił senator Gawłowski. O otwarciu punktu skupu poinformowano by w kampanii reklamowej zrealizowanej przez Sławomira Nowaka i jego ukraińskich przyjaciół na łamach zaprzyjaźnionych, mrugających OKO-iem mediów. Program ruszyłby z kopyta i tylko prawicowi zawistnicy kpiliby, że najwięcej felietonów kupiono od red. Michalik, która kserowała własne artykuły.
Gdyby jednak – w ramach podziału obowiązku wewnątrz Koalicji Obywatelskiej – realizacja skupu przypadła Nowoczesnej, okazałoby się, że cały program zlikwidowano, a za zaoszczędzone pieniądze zakupiono przytulny Ośrodek Szkoleniowy dla Dwojga na Maderze. Dawanie poważnych projektów małym partiom to nie jest dobry pomysł, czego dowiódłby przypadek Konfederacji. Kuce, zwalczający program jako komunistyczny, pobiliby się pierwszego dnia z narolami, a przerażony poseł Braun uciekłby do schronu pod Centralnym Portem Komunikacyjnym i pisał stamtąd felietony do narodu. Po hebrajsku.