I podobnie jest w wielu innych sprawach. Argumenty, naprawdę mocne, mają ci, którzy krytykują część z podjętych przez papieża Franciszka reform, jak i ci, którzy bronią jego duszpasterskiego nachylenia, otwarcia na drugiego człowieka czy porannych kazań. Katolik może się zgadzać zarówno z jedną, jak i z drugą stroną, kluczowe jest jednak, by nigdy nie przystępował do jednego z plemion, ani ślepych obrońców papieża, ani ślepych jego oskarżycieli. Niestety, współczesna debata, także w Kościele, prowadzi do tego, że coraz rzadziej stosujemy rozum, a coraz częściej odwołujemy się wyłącznie do plemiennych emocji.

Smutnym tego przykładem jest wpis ks. Przemysława Sawy na temat konieczności obrony papieża przed rzekomo atakującymi go katolikami. Oczywiście, można i trzeba wskazywać, że kto uznaje, iż papież jest heretykiem czy antychrystem, ten sam stawia się poza Kościołem. Nie wydaje się jednak słuszne, by w imię obrony zmian i reform dyskredytować całą historię Kościoła, a także oskarżać o resentyment tych, którzy mają odmienne zdanie w sprawie celibatu niż niemieccy biskupi. A tak właśnie robi charyzmatyczny skądinąd kapłan.

„Papież denerwuje tych, którzy marzą o wielkości Kościoła, żyją resentymentem przeszłości i iluzją, że dawniej wiara była bardziej żywa. Nieprawda. Może pobożność była większa (a to nie to samo, co duchowość i życie z Jezusem), ale nie było Słowa Bożego w życiu ludzi. Oni nie czytali Biblii, wiarę znali tylko z kazań, a Mszy słuchali, choć nie rozumieli, zamiast uczestniczyć aktywnie (jak to było w starożytności i do czego na szczęście wrócił Sobór Watykański II oraz reforma liturgiczna za św. Pawła VI). Dobrze, że dziś jest inaczej – myślę, że na każdej Mszy w niedzielę jest wielu, którzy znają Biblię, rozważają ją i żyją Słowem Bożym. Nie mogą więc ścierpieć ciągłej gadki na kazaniach o zasługach, praktykach religijnych, o tym, że »trzeba«, »nie wolno« lub »powinniśmy«, bo oni chcą życia, Jezusa, relacji" – oznajmia kapłan.

A ja chciałem tylko zapytać, skąd wiemy, że w tamtych czasach duchowość była mniejsza? Skąd ks. Przemysław Sawa wie, że ludzie wtedy skupiali się na niezrozumiałych obrzędach, a dopiero teraz cokolwiek zrozumieli (swoją drogą Eucharystia jest tajemnicą, niezależnie od tego, czy odprawiana po polsku czy po łacinie). To czysta plemienna propaganda sukcesu, która z realną analizą nie ma nic wspólnego. I żeby nie było wątpliwości: taką samą propagandą, tyle że w drugą stronę, są opowieści arcybiskupa Jana Pawła Lengi o masonach i papieżu, który nie jest papieżem.

Miejsce takiej plemienności powinna zająć... katolickość. Ta zaś oznacza, że jako katolik jestem z Piotrem, ale jestem też wezwany do używania rozumu, analizowania, zadawania pytań, które rodzą się, gdy w miejsce doktryny stawia się duszpasterstwo lub gdy – jak ks. Sawa – dokonuje się nieroztropnej czy wręcz niezgodnej z prawdą oceny przeszłości Kościoła, której jedynym celem ma być uznanie, że dopiero teraz głosi się Ewangelię. Ale używam rozumu także po to, by odrzucić oskarżenia o to, że papież Franciszek nie jest papieżem. Racjonalność to jedna z mocnych stron Kościoła katolickiego.