Tydzień wcześniej zajrzałem do najsłynniejszego polskiego dyskontu, a w nim na winiarskich półkach, nie bacząc na grudzień za oknem, pełnia lata. I to lata wymarzonego przez Polaków, bo z nowozelandzkim sauvignonem właśnie. To jedna z najpopularniejszych odmian, aromatyczna, pięknie oddająca i kwasowość, i mineralność, dająca smaczne, hedonistyczne wina. Nic dziwnego, że uprawia się ją wszędzie, ale od dobrych kilku lat dla rodaków, a chyba jeszcze bardziej dla rodaczek, liczy się tylko ten kierunek. Polak – to bardzo uprzejmy gatunek – przez grzeczność wysłucha, że Sancerre, że Poully Fume, że nad Loarą, ale bez żartów, najlepsze sauvignon blanc tylko w Nowej Zelandii i tylko w Biedronce. A jak jeszcze pojawi się napis Marlborough (region na Wyspie Południowej), jak u Hansa Greyla, to klękajcie narody!
Co nam tak smakuje? Weźmy Greyrocka z Wyspy Północnej – za 25 zł dostajemy oszałamiający, przesadzony nawet w swej intensywności, bukiet. Cho...
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.