Dla autorki jest to kolejna bohaterka, której życie opisuje i może dlatego brakuje tu pasji i uwagi zdolnej wydobyć z biografii mało znane wątki lub opatrzyć ciekawymi znakami zapytania. W książce „Łempicka. Tryumf życia" wszystko jest oczywiste, nazwane i banalne. Mamy więc nieokiełznaną potrzebę seksu („spełnienie fizyczne i własne doświadczenie czyniły z niej psycholożkę kobiecej rozkoszy, piewczynię namiętności"), małe kłamstewka, by poczuć się lepiej („oszukiwała samą siebie i wszystkich dookoła"). Dowiedzieć się też można, że w życiu towarzyskim Tamara Łempicka „nurzała się" i raz po raz „zasadzała się", polując na kolejnego mężczyznę lub kobietę. Nagromadzenie zrekonstruowanych faktów dotyczących życia Łempickiej nie tylko nie służy bohaterce, ale i narracji, która staje się groteskowa. Stwierdzenia: „demony w głowie Tamary znowu dobijały się o należny im haracz" albo „Tamara zna ten rytm: po hedonistycznej nocy następuje melancholijny przedświt", przypominają humor ze szkolnych zeszytów. Podobnie jak konstatacja: „Po roku leżenia w łóżku z Ireną Tadeusz powiedział Tamarze, że nie wróci, że chce rozwodu". A wszystko podlane sosem radosnego feminizmu, wyzwolenia i przekroczenia.