Kampania przeznaczona dla pojedynczego gracza jest w „Modern Warfare" nieco poszatkowana. Misje okazują się zróżnicowane, bo raz gra się uzbrojonym po zęby komandosem, kiedy indziej rozpoczyna się bez broni. Większość z nich toczy się w ciasnych budynkach, które trzeba przeczesywać i oczyszczać z terrorystów. Są też zadania na otwartym terenie, chociażby w rejonie Piccadilly Circus w Londynie. Akcję wzbogacają nieźle napisane, choć chwilami pełne patosu dialogi. Całość da się jednak ukończyć w zaledwie sześć godzin.

Niewiele, ale też „Call of Duty" od dawna powstaje raczej z myślą o miłośnikach zabawy w sieci. W tym trybie zaszły spore zmiany: tempo akcji spadło, podobnie jak celność karabinów, wzrosła za to rola snajperów, którzy mogą teraz osadzić broń na murku czy parapecie, by celniej strzelać. Gra stała się przez to bardziej taktyczna, bieganie i strzelanie nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Najbardziej boli to doświadczonych graczy, przyzwyczajonych właśnie do takiego zachowania. Trochę czasu upłynie, zanim przyzwyczają się do nowych zasad.

„Call of Duty: Modern Warfare" ma swoje wady, które wyeliminują zapewne kolejne łatki. Program pokazuje jednak, jak wygląda nowoczesna rozgrywka i jak powinny wyglądać produkcje dla masowego gracza. Uświadamia też, że wojna z terroryzmem – nawet niezwykle brutalna – jest mimo wszystko nierówna.

—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl