Najwięcej kart ma PO, bo i to PO musi najwięcej ustąpić przy procesie tworzenia list - Od kilkunastu dni PO zachowuje się tak, jakby przestało jej zależeć na porozumieniu - zauważa nasz rozmówca z opozycji. Jedno z wytłumaczeń: stratedzy PO mogli uznać, że ostatnie wydarzenia sprawiają, że samodzielne zwycięstwo Platformy (wraz z kilkoma "pozapartyjnymi" nazwiskami na listach) jest coraz bardziej prawdopodobne.

O tym planie B wobec wspólnej listy czy nawet porozumienia PO-PSL mówił niedawno Grzegorz Schetyna w swoim przemówieniu na konwencji w ubiegłą sobotę. Przemówienie - dobrze wygłoszone i bardzo dobrze przemyślane - zawierało fragment o powrocie PO do korzeni.

- Musimy przestać myśleć kategoriami partyjnymi. Platforma to nie partia. Naszym zadaniem jest wspomóc wielki oddolny ruch obywatelski. Naszym zadaniem jest dać obywatelom możliwość pracy dla Polski. Jesteśmy platformą po której autorytety, fachowcy, społecznicy wejdą do sejmu i do rządu - powiedział Schetyna. Zostało to odebrane jako swoisty "plan B" na wypadek, gdyby szeroka koalicja nie powstała.

Oficjalnie rozmowy nadal się toczą, a wszystkie warianty są możliwe. - Chciałbym, żeby to było jak najszersze porozumienie - mówił w #RZECZoPOLITYCE Władysław Kosiniak-Kamysz o liście opozycji do PE. Alternatywą dla szerokiej listy jest oddzielny start PO i wspólna lista Nowoczesna-SLD-PSL, o której coraz częściej mówią politycy - nie tylko Nowoczesnej, ale i PSL. Osobno w wyborach do PE startowałby Robert Biedroń.

Więcej o układzie sił w opozycji w czwartkowej "Rzeczpospolitej" i na rp.pl.