Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że wybory prezydenta Światowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) będą formalnością. Władzę miał przejąć Platini, a szanse pozostałych kandydatów oceniano w kategoriach błędu statystycznego. Później wyszła na jaw sprawa przelewu pieniędzy od Blattera na rachunek Francuza, która obu pogrążyła.
Jedno spojrzenie na listę pretendentów do objęcia schedy po Blatterze uświadamia, w jak wielkim kryzysie znalazła się piłka. O żadnym z kandydatów nie można powiedzieć, że jest odpowiednią osobą na to stanowisko.
Dopiero teraz zacznie się prawdziwe liczenie głosów, montowanie koalicji, ubijanie politycznych targów między federacjami krajowymi i kontynentalnymi. Nawet bukmacherzy nie są w stanie wskazać faworyta wyborów. W niektórych firmach najmniej można zarobić, obstawiając zwycięstwo jordańskiego księcia Alego (bwin czy Paddy Power), w innych faworytem jest szejk z Bahrajnu Ahmad Al-Sabah (William Hill). I faktycznie wygląda na to, że FIFA pójdzie w arabskie ręce.
Książę Ali Bin al-Hussein był jedynym kontrkandydatem Blattera w poprzednich wyborach – w maju. I chociaż był popierany przez europejskie federacje, to w światowej liczy się ilość, a nie jakość. FIFA zrzesza 209 federacji piłkarskich, Europa to 54 głosy. O dwa mniej niż Afryka (CAF), tylko o siedem więcej niż Azja (AFC), a dla przykładu Konfederacja Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów (CONCACAF), która w futbolu znaczy wyjątkowo mało, dysponuje aż 35 głosami. Dlatego też Ali nie miał żadnych szans i zanim rozpoczęto drugą turę, rzucił ręcznik.
Wątpliwe, by i tym razem Jordańczyk, który twierdzi, że w 43. pokoleniu jest potomkiem Mahometa, zyskał poparcie federacji europejskich. Większość już zapowiedziała, że będzie głosować na kandydata UEFA – Gianniego Infantino. Chociaż francuskie media donosiły, że Platini odebrał wystawienie sekretarza generalnego jako cios w plecy i akt zdrady, to jednak Europa stwierdziła, że nie może czekać na wyjaśnienie skomplikowanej sytuacji prawnej Francuza i musi mieć swojego przedstawiciela w wyborach.