Derby Krakowa to od dziesięcioleci walka o to, kto może po zwycięstwie mówić o sobie „Pany”. Jesienią Cracovia przegrała na swoim stadionie 0:2, obydwa gole strzelił Jesus Imaz, którego już w Wiśle nie ma. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Nie tylko Imaza nie ma. Kiedy Wisła walczyła o życie, Cracovia opływała w luksusy. Z dołu awansowała do pierwszej ósemki, a to, co robił w klubie Michał Probierz wystawia mu kolejne świadectwo fachowości.
Maciej Stolarczyk w Wiśle nie miał takich możliwości. Probierz wybierał, a Stolarczyk sklejał. W derbach to wszystko nie ma znaczenia. Do możliwości i umiejętności poszczególnych graczy dochodzą emocje. Cracovia ładniej grała, ale miała pecha. Straciła stosunkowo szybko dwa gole i plan runął po osiemnastu minutach.
Przy pierwszej, przepięknej bramce Krzysztofa Drzazgi sędzia korzystał z pomocy VAR. Uznał słusznie, że nie było faulu Marko Kolara na Oleksiju Dytiatiewie i gola uznał. Drzazga trafił w samo okienko zza pola karnego. To jedna z najładniejszych bramek w sezonie.
Nim „Pasy” wróciły do równowagi już przegrywały 0:2. Po akcji prawą stroną piłka trafiła przed bramką do Jakuba Błaszczykowskiego. Chyba chciał strzelać, ale źle uderzył piłkę, która w tej sytuacji trafiła szczęśliwie do będącego w lepszej sytuacji Kolara. Chorwat miał przed sobą praktycznie pustą bramkę.
W 60. minucie Sławomir Peszko przerzucił piłkę z lewej na prawą stronę, a Błaszczykowski uderzył z powietrza, w dolny róg bramki. Wisła prowadziła już 3:0 i panowała nad sytuacją, mimo że Cracovia ani przez chwilę nie przestawała walczyć i wierzyć.
Niewiele brakowało. W 86. minucie Janusz Gol przeprowadził świetną akcję w polu karnym. Miał obok siebie pięciu (!) przeciwników, a mimo to dał im radę i wyłożył piłkę Airamowi Cabrerze, który kopnął do bramki z tego samego miejsca co Kolar przed przerwą.