Bunt przeciwko rzecznikom dyscyplinarnym postępuje. Po tym, jak stawienia się przed nimi odmówił Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Iustitia, w jego ślady poszli inni: Bartłomiej Starosta, Monika Frąckowiak i Dariusz Mazur. I pewnie wkrótce zrobią to następni. Protestujący sędziowie podnoszą, że rzecznicy są upolitycznieni, bo wybiera ich minister, a ich działalność służy wywołaniu tzw. efektu mrożącego wśród niepokornych. Powołują się też na udział dwóch zastępców rzecznika w aferze hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości, a więc utratę moralnego prawa do oceniania innych. Bunt został już przez niektórych okrzyknięty sędziowskim nieposłuszeństwem (na wzór obywatelskiego) wobec łamania zasad państwa prawa i niezależnego sądownictwa.

Trudno ocenić, ile sędziowskich kręgosłupów złamali rzecznicy i jaki jest rzeczywisty wpływ ministra na ich działanie, jednak niewątpliwie polityczny model ich wyboru oraz aktywność (abstrahując już od hejterskiej afery) przyczyniły się do obecnej sytuacji. Bo te dwa czynniki stworzyły mieszankę wybuchową. Inna jest bowiem debata w czasach pokoju, inna w czasach wojny, i na te subtelności powinni być wrażliwi rzecznicy, a jako nominaci ministra – szczególnie. W czasach ostrego sporu o sądownictwo standardy tej debaty, granice krytyki działań władzy naturalnie się poszerzyły. Trudno oczekiwać od sędziów, aby siedzieli cicho, gdy ktoś wbrew nim porządkuje ich podwórko. Tej wrażliwości i tolerancji na krytykę rzecznikom zabrakło. Teraz płacą za to środowiskowym ostracyzmem.

Czytaj także: Sędziowie wiedzą, co ich czeka

Jednocześnie każdy protest i bunt ma swoją cenę. Sędziowie uczestniczący w happeningach czy wiecach z politykami (nieważne czy z nimi, czy przeciw nim) kładą na szali najcenniejsze, co mają: swoją niezawisłość. To jednak kwestia ich wyboru, sumienia, a przede wszystkim ryzyka, co będzie, gdy wrócą już za sędziowski stół.

Ignorowanie rzeczników to sprawa jeszcze poważniejsza. To prosty sygnał dla obywateli, zwłaszcza tych niezgadzających się z niekorzystnymi dla nich decyzjami sądów czy prokuratury, że prawo można bojkotować, np. nie stawiając się na przesłuchanie do prokuratury, bo jest się wewnętrznie przekonanym o jej upolitycznieniu. To droga niebezpieczna dla wszystkich. Dlatego znacznie lepiej by było, gdyby sędziowie stawali przed rzecznikami z otwartą przyłbicą, wykazując im, że błądzą i nie mają racji.