Polskie drobiarstwo – lider, za którym stoi jakość i niska cena

Momentem przełomowym dla polskiego drobiarstwa było niewątpliwie wejście naszego kraju do UE. Od tego czasu obserwujemy praktycznie niekończące się pasmo wzrostu produkcji, konsumpcji i eksportu – pisze ekspert.

Publikacja: 15.09.2019 21:00

Polskie drobiarstwo – lider, za którym stoi jakość i niska cena

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Ze środka stawki w ciągu kilku lat przesunęliśmy się na pozycję unijnego lidera. W ubiegłym roku krajowa produkcja drobiu przekroczyła 3 mln ton.

Mimo sukcesów konieczne jest umocnienie naszej pozycji i dalszy rozwój. W najbliższym czasie polski drób będzie musiał znaleźć odpowiednią drogę w kontekście zbliżających się wyzwań międzynarodowych. Mowa tutaj o czynnikach wpływających zarówno na unijne, jak i polskie drobiarstwo, bo obecnie nie powinniśmy już tego rozdzielać.

Kluczowe wyzwania

Przede wszystkim zagrożeniem dla nas jest obecny kształt umowy handlowej z krajami Mercosur, który jasno określa wzrost importu drobiu o 180 tys. ton. Polska znajduje się w tej specyficznej sytuacji, że łączymy najwyższą jakość produktów przy zachowaniu korzystnych cen. To czynnik ekonomiczny wpływa na nasze powodzenie.

Nie jest tak, że koszt produkcji jest u nas niższy, jak by się mogło wydawać. Ceny podstawowych środków produkcji są zbliżone do notowań w innych państwach UE, przykładowo za paszę dla kurcząt, która stanowi w przybliżeniu 70 proc. kosztów produkcji żywca drobiowego, płacimy średnią unijną stawkę, więcej niż np. w Holandii, Niemczech, Francji, Danii czy na Węgrzech.

I w tym właśnie tkwi zapewne tajemnica sukcesu polskiego drobiarstwa – jesteśmy w stanie konkurować ceną przy zbliżonych kosztach produkcyjnych. Główny problem brazylijskiego drobiu polega na odmiennych standardach produkcyjnych, które nie mogłyby zostać zaakceptowane, gdyby kraj ten należał do Unii. Wskazują na to m.in raporty z audytów przeprowadzonych przez ekspertów Komisji Europejskiej, którzy wskazali na szereg nieprawidłowości w stosunku do regulacji obowiązujących we Wspólnocie.

Drugim czynnikiem, na który polskie drobiarstwo musi zwrócić uwagę, jest rosnąca produkcja na Ukrainie. Jeszcze kilkanaście lat temu nic nie wskazywało na tak dynamiczny rozwój tamtejszego drobiarstwa. Obecnie nasi wschodni sąsiedzi zwiększają eksport drobiu do Unii Europejskiej, niestety w coraz większej skali poza ustalonymi limitami i z pominięciem barier celnych. Na początku 2019 r. Bruksela ustaliła z Kijowem wprowadzenie dodatkowego kontyngentu importowego dla tzw. pozostałych elementów w wysokości 50 tys. ton rocznie. Takie rozwiązanie, po ostatecznej notyfikacji przez stronę ukraińską, może okazać się dobrym rozwiązaniem, gdyż zaproponowany limit jest obecnie i tak przekraczany.

To, co łączy Mercosur i Ukrainę, to produkty dalece odbiegające od unijnych standardów bezpieczeństwa żywności. Gdy tamtejsze mięso trafi do sklepów w UE, to zgodnie z prawem na etykiecie musi znaleźć się informacja na temat kraju pochodzenia. Prawdziwy problem dla konsumentów pojawia się w momencie, gdy produkty z tych krajów zostaną przekazane do dalszego przetworzenia lub punktów zbiorowego żywienia, wówczas obowiązku informowania o kraju pochodzenia nie ma. Jeżeli jako Unia Europejska idziemy w kierunku liberalizacji handlu z państwami trzecimi, to nie możemy zapominać równolegle o ochronie bezpieczeństwa rodzimych konsumentów! Grajmy w tę samą grę, na równych zasadach, a nie ze stronniczym sędzią i z tym, że jedna drużyna gra z góry, a druga pod górę.

Brexit i co dalej

Trzecim wyzwaniem jest brexit, czyli wydarzenia polityczne w kraju stanowiącym o sile naszego europejskiego eksportu. Z perspektywy polskiego drobiarstwa najlepszym wyjściem rzecz jasna byłoby... niewychodzenie Wielkiej Brytanii ze struktur UE. Optymalnym rozwiązaniem natomiast jest z pewnością jasny komunikat: kiedy i na jakich zasadach Wielka Brytania opuści Wspólnotę.

Polscy hodowcy i producenci drobiu chcą się dowiedzieć, jak ta wielka zmiana wpłynie na wymianę handlową z Wyspami. Trzeba powiedzieć, że brexit jest problemem nie tylko brytyjskim czy europejskim, ale ogólnoświatowym. Faktycznie żyjemy w globalnej wiosce, gdzie połączenia biznesowo-ekonomiczne są już tak mocne, że teraz pozrywanie części z nich poprzez wyjście W. Brytanii z Unii z pewnością wpłynie na sytuację pozostałych uczestników rynku.

Biorąc pod uwagę charakter produktów sprzedawanych na Wyspy, bardzo trudno będzie polskiemu drobiarstwu w relatywnie szybkim czasie znaleźć alternatywne kierunki eksportu. Zakłady, które dotychczas bazowały na eksporcie do W. Brytanii, będą miały z pewnością trudność z utrzymaniem dotychczasowej dynamiki. Warto przypomnieć, że już samo ogłoszenie wyników referendum w sprawie brexitu w 2016 r. wywołało sporo konsekwencji, w tym okresowy spadek wartości funta. I tylko to spowodowało, że przez pewien okres nasze dotychczasowe ceny wyrażone w złotych nie były akceptowane przez brytyjskich kontrahentów.

Obraz krajowego rynku

W kraju wizerunek drobiu cierpi ze względu na renesans mitów, które przez lata były umacniane poprzez wielokrotne powtarzanie błędnych opinii i przekłamań. Do najbardziej krzywdzących tez można zaliczyć rzekome podawanie zwierzętom hormonów wzrostu. Regulacje unijne i przepisy krajowe już od lat 80. kategorycznie zabraniają stosowania tego procederu, a złamanie zakazu grozi dużymi karami, nie tylko finansowymi.

Drugi i równie często powtarzany mit związany jest z obecnością w mięsie drobiowym antybiotyków. Kwestię tę także regulują odpowiednie akty prawne mówiące, że antybiotyki mogą być podawane wyłącznie w przypadku wystąpienia choroby i co najważniejsze, wymuszające na hodowcach i producentach drobiu zastosowanie dla każdego leczonego zwierzęcia okresu karencji. Cały proces jest kontrolowany przez lekarza weterynarii opiekującego się stadem. W obecnym systemie kontroli produkcji „od pola do stołu" nie ma możliwości, aby na stole pojawił się polski kurczak zawierający antybiotyki.

Równie krzywdzące są działania środowisk krytykujących krajowych producentów za rzekomo złe warunki utrzymywania zwierząt hodowlanych. W rzeczywistości fermy są regularnie kontrolowane pod kątem potencjalnych nieprawidłowości, a za chów bądź hodowlę zwierząt może odpowiadać jedynie osoba mająca wymagane wyszkolenie, które podejmuje m.in temat troski o dobrostan zwierząt – w tych aspektach działania polskich drobiarzy także obowiązują przepisy prawne.

Autor jest dyrektorem generalnym Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej

Ze środka stawki w ciągu kilku lat przesunęliśmy się na pozycję unijnego lidera. W ubiegłym roku krajowa produkcja drobiu przekroczyła 3 mln ton.

Mimo sukcesów konieczne jest umocnienie naszej pozycji i dalszy rozwój. W najbliższym czasie polski drób będzie musiał znaleźć odpowiednią drogę w kontekście zbliżających się wyzwań międzynarodowych. Mowa tutaj o czynnikach wpływających zarówno na unijne, jak i polskie drobiarstwo, bo obecnie nie powinniśmy już tego rozdzielać.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację