Miliony nie zastąpią reformy - Anna Wojda o dokładaniu pieniędzy szpitalom powiatowym

Kolejne próby reformowania różnych elementów systemu zdrowia to jak kroplówka dla umierającego: byle nie skończył życia za czyjejś kadencji.

Aktualizacja: 10.09.2019 10:19 Publikacja: 09.09.2019 18:55

Miliony nie zastąpią reformy - Anna Wojda o dokładaniu pieniędzy szpitalom powiatowym

Foto: Fotolia.com

Podstawą każdej zmiany jest zrozumienie systemu, który ma być udoskonalany, z wszelkimi jego zawiłościami. Inaczej genialny na pierwszy rzut oka plan może się okazać porażką. Wystarczy przypomnieć pomysły z czasów Związku Radzieckiego o zawracaniu rzek. Zamiast kwitnącej krainy powstaje pustynia.

Podobnie jest z dosypywaniem pieniędzy dla szpitali powiatowych. Resort zdrowia postanowił, że trzeba coś zrobić, by pacjentów przekonać do PiS. To dlatego, że sytuacja w wielu z nich jest krytyczna i w każdej chwili mogą zostać zamknięte.

Do ich zapaści finansowej przyczyniły się podwyżki dla pielęgniarek i lekarzy specjalistów (resort dał pieniądze na pensje, ale już nie na dyżury, a te są pochodną wynagrodzenia). Problemy finansowe szpitali są też efektem pominięcia przy podwyżkach niektórych grup pracowników służby zdrowia. Rząd nie zadbał o diagnostów czy fizjoterapeutów i w każdej chwili mogą odejść z pracy. Więc dyrektorzy na różne sposoby dokładają im pieniędzy.

Ta presja finansowa na dłużej jest nie do wytrzymania. I rząd o tym wie. Wie też i o tym, że źle by się stało, gdyby zamknięcie jakiegokolwiek szpitala powiatowego zbiegło się z wyborami. Chorzy mogliby tego partii rządzącej nie wybaczyć i zagłosować na przeciwników.

Co więc zrobić? Trzeba dosypać pieniędzy. Nieważne, że budżet nie jest workiem bez dna i jeśli daje się więcej jednym, innym trzeba zabrać lub dać mniej.

Resort zdrowia zdaje się zapominać, że prawdziwym problemem służby zdrowia jest brak lekarzy. Ci, którzy nas leczą, są coraz starsi, a młodzi wyjeżdżają za granicę. Nie ma się więc co dziwić narastającej złości społeczeństwa, skoro wizyta u niektórych specjalistów staje się elementem planu pięcioletniego. Nie bez przyczyny inne kraje mają dobrą służbę zdrowia, a my złą. To wina systemu ochrony zdrowia, a za ten odpowiada rząd. Obecny i poprzednie.

Kolejne próby reformowania systemu zdrowia są jak kroplówka dla umierającego albo stałe przygaszanie pożaru. Tymczasem trzeba pomysłu, który zbilansuje potrzeby z usługami na rynku medycznym. Pacjenci nie mogą stale być poddawani mechanizmom patologicznym. Jakieś wyjście jest potrzebne. Może być nawet awaryjne.

Czytaj też: Milion+ dla szpitali tuż przed wyborami

Podstawą każdej zmiany jest zrozumienie systemu, który ma być udoskonalany, z wszelkimi jego zawiłościami. Inaczej genialny na pierwszy rzut oka plan może się okazać porażką. Wystarczy przypomnieć pomysły z czasów Związku Radzieckiego o zawracaniu rzek. Zamiast kwitnącej krainy powstaje pustynia.

Podobnie jest z dosypywaniem pieniędzy dla szpitali powiatowych. Resort zdrowia postanowił, że trzeba coś zrobić, by pacjentów przekonać do PiS. To dlatego, że sytuacja w wielu z nich jest krytyczna i w każdej chwili mogą zostać zamknięte.

Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?