Zwłaszcza że Światowa Organizacja ds. Restytucji Mienia Żydowskiego stanowisko w tej sprawie zajęła już w październiku 2017 r. Odnosiła się wówczas do założeń przedstawionych na konferencji prasowej przez wiceministra Patryka Jakiego i zamieszczonych na stronie internetowej resortu sprawiedliwości.

Głębokie rozczarowanie projektem dotyczącym zwrotu skonfiskowanej własności wyraził też Światowy Kongres Żydów. A miesiąc później o poważnych obawach napisał ambasador USA w Polsce. Niedługo potem Senat USA przyjął ustawę, która ma m.in. wspierać przejmowanie przez organizacje żydowskie mienia bezspadkowego, które w Polsce stało się własnością Skarbu Państwa. Nakłada też obowiązek monitorowania, czy inne kraje, w tym Polska, umożliwiają jego zwrot.

Pytanie, czy projektodawcy tak ważnej dla Polski ustawy reprywatyzacyjnej są przygotowani na merytoryczną dyskusję. Nie ulega bowiem wątpliwości, że kwestie roszczeń trzeba uregulować. Całościowej ustawy nie zdołano przyjąć od 1989 r. Była na to nawet szansa, ale prezydent Aleksander Kwaśniewski zawetował akt, który przeszedł już przez Sejm i Senat. I tak problemy narastały, tworząc tykającą bombę.

Zbigniew Ziobro z Patrykiem Jakim zaczęli ją rozbrajać. Ale czy na pewno znają wszystkie punkty zapalne i potrafią je ugasić tak, by dobrze chronić interes Polski? Ostatnie wydarzenia pokazały, że niekoniecznie. Tymczasem w tych ważnych i delikatnych sprawach nie możemy zachowywać się jak słoń w składzie porcelany. Może warto więc poczekać i ostudzić emocje wywołane ustawą o IPN. Skoro Polska czekała tyle lat, może poczekać jeszcze kilka miesięcy.

Próba ucywilizowania reprywatyzacji grozi sporem >A11