Świeży i wściekli - zmiany dla kierowców komentuje Marek Kobylański

Od dawna na uruchomienie czekają przepisy, które przewidują dwuletni okres próbny po otrzymaniu prawa jazdy, a w tym czasie udział w kursach doszkalających. Trzeba uczyć bezpiecznej jazdy, a nie zdawania egzaminu.

Publikacja: 30.01.2019 19:46

Marek Kobylański

Marek Kobylański

Foto: Fotorzepa / Robert Gardziński

Poruszanie się autem po naszych drogach cały czas wiąże się z większym ryzykiem, niżbyśmy tego chcieli. Pomysłów na poprawę było i jest wiele. Dawno temu oznaczono czarne punkty. Potem pojawiła się na drogach szarańcza fotoradarów. Ostatecznie udało się ją ograniczyć. A w końcu wprowadzono karę utraty prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości na terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. I liczba wypadków, rannych i zabitych na drogach powoli, ale spada.

Czytaj także: Rewolucyjne zmiany dla obecnych i przyszłych kierowców

Koniec z wielokrotnym oblewaniem kursantów na egzaminach

Monitoring prędkości, sprawdzanie trzeźwości i zaostrzanie sankcji to jednak nie wszystko. Problemem są nadal niedostateczne umiejętności kierowców. Szczególnie tych świeżych adeptów sztuki prowadzenia auta, dla których wzorcem są „Szybcy i wściekli".

A co proponuje Ministerstwo Infrastruktury, aby wychować przyszłych kierowców? Uczący się na prawo jazdy będą mogli ćwiczyć z opiekunem. Egzamin państwowy poprowadzi egzaminator wojewody, a nie marszałka województwa. Podobno po to, aby egzamin wyglądał wszędzie tak samo i był nad nimi lepszy nadzór. Jest też pomysł obowiązkowego wychowania komunikacyjnego w piątej klasie szkoły podstawowej. Obawiam się, że te pomysły wprawdzie nie pogorszą smutnych statystyk na naszych drogach, ale też ich nie poprawią.

Tymczasem od 2013 roku czekają na uruchomienie przepisy, które przewidują, że od momentu otrzymania prawa jazdy „świeżaka" ma obowiązywać dwuletni okres próbny, a w tym czasie udział w kursach doszkalających. I bardziej restrykcyjne ograniczenia prędkości. Ponadto gdyby w czasie okresu próbnego popełnił trzy wykroczenia lub jedno przestępstwo drogowe, straciłby prawo jazdy. To dobry sposób na powstrzymanie młodzieńczej brawury i szansa na oswojenie się z samodzielnym prowadzeniem auta, z odpowiedzialnością za tych, którzy w aucie, i za tych na drogach.

Dlaczego te przepisy nie mogą wejść w życie? Bo zdaniem ekspertów Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców nie obsłuży dodatkowych informacji o świeżych kierowcach.

Trzeba uczyć bezpiecznej jazdy, a nie zdawania egzaminu. Tylko wtedy nowiutkie prawo jazdy nie będzie traktowane jak licencja na igranie ze zdrowiem oraz życiem swoim i innych.

Poruszanie się autem po naszych drogach cały czas wiąże się z większym ryzykiem, niżbyśmy tego chcieli. Pomysłów na poprawę było i jest wiele. Dawno temu oznaczono czarne punkty. Potem pojawiła się na drogach szarańcza fotoradarów. Ostatecznie udało się ją ograniczyć. A w końcu wprowadzono karę utraty prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości na terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. I liczba wypadków, rannych i zabitych na drogach powoli, ale spada.

Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego