W środę Naczelny Sąd Administracyjnych orzekał w sprawie trzech działek położonych w sąsiedztwie zabytkowego parku na Młocinach w Warszawie. Ich właściciel Marek K. od ośmiu lat walczy o to, by postawić na nich dom jednorodzinny.
Wystąpił do miasta o wydanie warunków zabudowy. Ratusz odmawia, bo twierdzi, że nieruchomość leży w granicach parku. Wskazuje na to ewidencja zabytków prowadzona przez wojewódzkiego konserwatora zabytków. A skoro tak, to nie można wydać dla nich warunków zabudowy.
Marek K. zażądał od konserwatora usunięcia informacji o jego działkach z ewidencji. Okazało się, że nie jest to wcale takie proste. Sprawa kilkakrotnie gościła na wokandzie sądowej. Konserwator wojewódzki odmawiał wykreślenia działek z ewidencji. Twierdził, że park został objęty ochroną prawną decyzją z 1965 r. Nastąpiło jednak pomylenie pojęć. W tej ewidencji nie może być mowy o wpisie nieruchomości Marka K. Jest to bowiem zbiór kart ewidencyjnych. I stopniowo dołącza się do niego kolejne karty. Jest to więc czynność czysto techniczna, a nie żaden wpis. Konserwator podkreślił, że wojewódzka ewidencja nie powoduje żadnych ograniczeń dla właścicieli nieruchomości w niej widniejących. Pojawiają się one, dopiero gdy dane działki znajdą się w gminnej ewidencji zabytków, a w tym wypadku tak nie jest. Zdaniem konserwatora Markowi K. nie przysługuje nawet odwołanie do sądu, bo nie skarży się czynności technicznych.
To nie zraziło Marka K. Odwoływał się dalej. WSA początkowo stwierdził, że nie jest właściwy do rozpatrzenia tej sprawy. Ostatecznie Marek K. w 2014 r. wywalczył w Naczelnym Sądzie Administracyjnym korzystny dla siebie wyrok. WSA musiał zająć się jego sprawą. Kierując się wskazówkami NSA, uznał, że czynność mazowieckiego konserwatora została dokonana z naruszeniem prawa. Decyzja konserwatora z 1965 r. nie określa bowiem dokładnych granic parku. Dlatego najpierw powinno się ustalić granice, a dopiero potem podejmować inne działania. Wojewódzki konserwator wystąpił ze skargą do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Twierdził, że droga sądowa w tym konkretnym wypadku nie była dopuszczalna.
Przed NSA prawnik reprezentujący konserwatora przyznał, że decyzja z 1965 r. rzeczywiście nie określa granic. Wówczas to była jednak powszechna praktyka. Teraz więc dochodzi do licznych sporów na tym tle.