Reprywatyzacja: Dekret Bieruta nie może być żywy

Od wniosku prezydenta Komorowskiego do Trybunału w sprawie małej ustawy reprywatyzacyjnej zwróciliśmy sto nieruchomości – wylicza wiceprezydent Warszawy w rozmowie z Renatą Krupą-Dąbrowską.

Aktualizacja: 31.07.2016 20:47 Publikacja: 31.07.2016 20:05

Reprywatyzacja: Dekret Bieruta nie może być żywy

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Zawisza

Rz: W środę Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie reprywatyzacji gruntów warszawskich. Jak go pan ocenia?

Jarosław Jóźwiak: Profesor Andrzej Rzepliński, prezes TK, powiedział po ogłoszeniu wyroku, że kończy on w sposób symboliczny okres drugiej wojny światowej oraz odbudowy Warszawy. W pełni się z nim zgadzam.

To wielkie słowa. Dlaczego padły akurat przy tym orzeczeniu?

Wyrok całkowicie zmienia podejście do problemu reprywatyzacji. TK przesądził, że nowelizacja ustawy o gospodarce nieruchomościami, tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna, nie narusza konstytucji. Do tej pory sądy dawały prymat interesowi prywatnemu i bardzo często nakazywały zwrot nieruchomości. Interes publiczny był traktowany po macoszemu. Z orzecznictwa sądowego wręcz wynikało, że jedynymi celami publicznym, dla których należy odmówić zwrotu nieruchomości, jest droga lub cmentarz. Ale i tego nie przestrzegały wszystkie składy sędziowskie wojewódzkiego sądu administracyjnego. Przykładami absurdalnych wyroków mogę sypać jak z rękawa. Sąd nakazał np. wydać dawnemu właścicielowi część ul. Puławskiej. Zgodnie bowiem z miejscowym planem w ciągu kilkunastu lat ma być ona przebudowana. W planie jest więc inny przebieg tej ulicy niż obecnie. To wystarczyło, by sąd nakazał zwrot kawałka asfaltu, po którym dziś jeżdżą samochody.

Trybunał Konstytucyjny patrzy na reprywatyzację zupełnie inaczej. Sędzia sprawozdawca jasno powiedziała, że od wydania dekretu Bieruta minęło już 70 lat i nie można w nieskończoność realizować związanych z nim roszczeń. Trybunał wielokrotnie zwracał uwagę, że bardzo ważne jest dobro mieszkańców Warszawy oraz rozwój stolicy. Zwrócił też uwagę na brak ustawy reprywatyzacyjnej. Według niego wypłata pełnego odszkodowania nie jest możliwa. Dawni właściciele powinni otrzymać tyle, na ile stać państwo i stolicę.

Które roszczenia z dekretu Bieruta są najbardziej dotkliwe dla miasta?

Przede wszystkim te powodujące utratę budynków publicznych, w których mieszczą się szkoły, przedszkola oraz żłobki. Roszczenia te dotyczą całych budynków, ich części lub też terenu, na którym znajdują się placówki oświatowe, a przecież trudno wyobrazić sobie szkołę bez boiska, a przedszkole bez placu zabaw.

Dużo jest tego typu roszczeń?

Niestety, aż 113. Innym bardzo ważnym problemem są lokatorzy ze zwracanych kamienic. Po drugiej wojnie światowej wiele osób otrzymało mieszkania w budynkach dziś objętych roszczeniami. Teraz musimy zwracać budynki z lokatorami. Często osoby, które odzyskały budynek, robią wszystko, by pozbyć się najemców. Uprzykrzają im życie. Podnoszą czynsz. Lokatorzy przychodzą do nas, a my musimy zapewnić im dach nad głową. Co ciekawe, często te budynki w 100 proc. odbudowało państwo. Teraz nie możemy domagać się całkowitego zwrotu poniesionych na to wydatków. Roszczenia z tego tytułu się przedawniły. Dobrym przykładem jest kamienica z dawnego pl. Napoleona. W tym wypadku nastąpił problem rozliczenia nakładów poniesionych na budynek. Sąd uznał na podstawie zdjęcia lotniczego, że widnieje na nim wyraźny zarys fundamentów budynku, a skoro tak, to budynek został odbudowany, a nie postawiony na nowo. Mogliśmy rozliczyć nakłady jedynie za ostatnie dziesięć lat. Dużym problemem są również tzw. roszczenia ożywające.

Ożywające, czyli jakie?

W latach 50., 60. oraz 70. ubiegłego wieku ówczesne władze stolicy odmówiły zwrotów wielu nieruchomości. Jesteśmy przekonani, że dana nieruchomość jest „czysta", i zaczynamy planować inwestycję. Teraz dawni właściciele starają się unieważniać wydane przed laty decyzje odmowne.

I wtedy pojawia się roszczenie?

Dokładnie. Taki chociażby pl. Defilad. Kiedy zaczęliśmy przygotowywać go pod budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiło się wiele roszczeń. Nie mieliśmy wyjścia. Zmuszeni byliśmy je odkupić. Albo działka pod dawną halą handlową, także z pl. Defilad. Chcieliśmy ją sprzedać w przetargu. I nagle okazało się, że nie możemy, bo są roszczenia. Do tej pory nie została sprzedana. Czy też gimnazjum przy ul. Twardej. Przez długie lata nie było objęte roszczeniami i nagle one ożyły. Jak w takiej sytuacji zaplanować jakąkolwiek inwestycję?

Za tym cudownym zmartwychwstaniem roszczeń stoją dawni właściciele czy handlarze?

Z białej księgi reprywatyzacji wynika, że zawsze od kilku do kilkunastu procent rocznie to są skupujący. Moim zdaniem jest to ok. 15 proc.

Jest też druga strona medalu. Władzom miasta zarzuca się wiele nieprawidłowości. Dekretowcy wręcz uważają, że preferują one skupujących roszczenia. Podają też przykłady wycieku informacji. Rano składają wniosek reprywatyzacyjny, a wieczorem otrzymują propozycję sprzedaży roszczenia. Zgadza się pan z tym zarzutami?

Lista roszczeń jest opublikowana w internecie. Co do innych nieprawidłowości, trzeba powiedzieć, że sprawy dekretowe należą do trudnych. Ich prowadzenie nie jest takie proste. Takim dobrym przykładem jest gimnazjum z Twardej. Mamy podejrzenie, że sąd niewłaściwie przeprowadził postępowanie spadkowe. Wystąpiliśmy więc o jego unieważnienie, ponieważ znaleźliśmy jeszcze jednego żyjącego spadkobiercę. Wcześniej musieliśmy prześledzić powojenne losy dawnych właścicieli. Wysłać dziesiątki pism do ambasad. Na tym przykładzie widać, jak skomplikowane są to sprawy, a błędy zdarzają się też w sądzie. My z naszych wyciągnęliśmy wnioski i przygotowaliśmy zmiany.

Od trzech tygodni reprywatyzacją zajmuje się biuro prawne, a nie, jak wcześniej, gospodarki nieruchomościami. Jest ono dużo lepiej przygotowywane do prowadzenia tego rodzaju trudnych postępowań sądowych.

Proszę także pamiętać o jednym. Proste sprawy reprywatyzacyjne już się skończyły. Zostały te skomplikowane. Ciągną się latami. Poza tym naszą rolą jest obrona interesów mieszkańców miasta, a nie dekretowców.

W jaki więc sposób mała ustawa reprywatyzacyjna ma rozwiązać problemy, które narosły przez tych 70 lat od wejścia w życie dekretu Bieruta?

Rozwiązuje cztery najbardziej palące problemy. Po pierwsze, przewiduje, że handel roszczeniami zostanie sformalizowany. Dziś umowę sprzedaży można sporządzić na zwykłej kartce papieru. Po wejściu w życie nowych przepisów obrót roszczeniami będzie się odbywać wyłącznie w formie notarialnej. Po drugie, miasto będzie miało też prawo pierwokupu zarówno nieruchomości komunalnych, jak i Skarbu Państwa. To ma ukrócić sprzedawanie np. roszczenia do kamienicy w Śródmieściu za 50 zł. Po zmianach to my będziemy mogli je kupić za 50 zł, a nie handlarz. W ten sposób rozwiążemy problem zwrotu nieruchomości. Staniemy się bowiem właścicielem roszczenia i je wygasimy. Nie będzie też przypadków, że ktoś jedzie do USA i rzekomo kupuje roszczenie, a potem na różnych egzotycznych wyspach sprzedaje. Nowe przepisy ograniczają rolę kuratorów. Wprowadzają one zakaz ustanawiania kuratora dla osoby, gdy istnieją przesłanki uznania jej za zmarłą. Obecnie dochodzi do wielu absurdów z tego powodu. Sądy ustanawiają bowiem kuratora dla osoby nieznanej z miejsca pobytu. Następnie dochodzi do odzyskania nieruchomości. Stawiamy się do aktu notarialnego i dowiadujemy się, że zgodnie z aktem urodzenia taki spadkobierca ma obecnie sto kilkadziesiąt lat. Mimo to osoba taka stara się o zwrot nieruchomości. Jakim cudem? Miasto nie może tego niestety kwestionować. Prawo nam na to nie pozwala, choć taka sprawa na kilometr brzydko pachnie.

Po wejściu w życie tych przepisów skończy się przejmowanie kamienic przez ponadstuletnich staruszków. Nowe uregulowania rozwiązują też problem tzw. śpiochów. W Warszawie są ich 2 tysiące. Głównie na Pradze-Północ. Często są to piękne, zabytkowe kamienice, które rozpadają się, bo nie możemy ich wyremontować. Są to konkretnie nieruchomości w stosunku do których w latach 40. ubiegłego wieku ówcześni adwokaci poskładali wnioski rzekomo w imieniu swoich przyszłych klientów. Mimo że zawierają one wiele braków formalnych, uważa się postępowanie reprywatyzacyjne za ważne. W efekcie nic praktycznie z taką nieruchomością nie możemy zrobić. Ani lokator nie może wykupić w niej lokalu, ani my nie możemy jej gruntownie wyremontować. Nowe przepisy przewidują, że będziemy mogli w mediach, internecie poszukiwać właścicieli „śpiochów". Jeżeli nie zgłoszą się w ciągu sześciu miesięcy od publikacji ogłoszenia, taka nieruchomość przejdzie na własność miasta lub Skarbu Państwa. I ostatnie ważne rozwiązanie daje nam możliwość odmowy zwrotu nieruchomości w pięciu przypadkach.

Przepis ten nie przewiduje dla dawnego właściciela żadnego odszkodowania. Uważa pan, że to uczciwe?

Przepisy nie są doskonałe. Mała ustawa reprywatyzacyjna nic nie mówi o odszkodowaniach. Kierując się wskazówkami z wyroku TK, planujemy opracować projekt ustawy i powalczyć o jego uchwalenie. Już teraz natomiast nowe przepisy mają szansę rozwiązać problem zwracanych boisk czy szkół. Miasto będzie mogło odmówić zwrotu nieruchomości przeznaczonej na cele publiczne. Podobnie będzie mogło postąpić również wtedy, gdy na działce powstał budynek, którego wartość znacznie przekracza wartość gruntu. Obecnie często dzieje się tak, że zwracamy działkę, na której stoi budynek będący własnością miasta. Dekretowiec powinien oddać nam za niego pieniądze. Ale ich nie ma i latami nie odbiera budynku. Tak było z pałacem przy ul. Miodowej. Kolejną przesłanką odmowy zwrotu będzie sytuacja, gdy w 66 proc. budynek był zniszczony po wojnie oraz gdy dawną nieruchomość hipoteczną włączono po wojnie w skład innej i oddano w użytkowanie wieczyste. Takich przypadków mamy najwięcej na Woli. Na terenie tej dzielnicy spółdzielnie pobudowały osiedla. I teraz się okazuje, że między blokami da się wydzielić paski gruntu, który następnie zwraca się dekretowcom. Ci nic nie mogą z nim zrobić, bo to tylko wąski pasek gruntu, a jednocześnie zabieramy mieszkańcom skwery, place zabaw etc. Nowe przepisy pozwalają odmawiać zwrotu „pasków", gdy nieruchomość stanowi pełną architektoniczną całość.

Nie obawia się pan, że Andrzej Duda odmówi z powodów czysto politycznych podpisania tej ustawy?

Od skierowania wniosku prezydenta Bronisława Komorowskiego do Trybunału w sprawie tej ustawy musieliśmy zwrócić 100 nieruchomości. Gdyby ta ustawa obowiązywała, nie zrobilibyśmy tego. Pan prezydent, jeżeli nie podpisze tej ustawy, weźmie na siebie odpowiedzialność za rozwój Warszawy. Za to, że kolejne szkoły i przedszkola będą zamykane.

Rz: W środę Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie reprywatyzacji gruntów warszawskich. Jak go pan ocenia?

Jarosław Jóźwiak: Profesor Andrzej Rzepliński, prezes TK, powiedział po ogłoszeniu wyroku, że kończy on w sposób symboliczny okres drugiej wojny światowej oraz odbudowy Warszawy. W pełni się z nim zgadzam.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego