Związki zawodowe zapowiedziały, że strajk w oświacie rozpocznie się 8 kwietnia, na dwa dni przed egzaminem gimnazjalnym i tydzień przed egzaminem ósmoklasisty i będzie trwał do odwołania. Jeśli w tym okresie szkoły rzeczywiście staną, istnieje ryzyko, że egzaminy się nie odbędą. Choć, jak zapewniał w jednym z wywiadów telewizyjnych wicepremier Jarosław Gowin, rząd na wszelki wypadek przygotowuje „plan B”, który zostanie ujawniony, gdy rozmowy zakończą się fiaskiem.
– Egzaminy na pewno się odbędą – tłumaczył.
W najbliższy poniedziałek kolejna tura negocjacji między rządem a nauczycielskimi związkami zawodowymi. Nie wiadomo, czy rząd na to spotkanie przyniesie nowe propozycje zmierzające do rozwiązania kryzysu w oświacie.
To będzie już kolejna próba dogadania się z nauczycielami. Poprzednia, w miniony poniedziałek, zakończyła się niczym. Rząd nie przedstawił żadnych nowych pomysłów zwiększenia płac pracowników szkół. Przypomniano jedynie pomysł na przyspieszenie o cztery miesiące 5-proc. podwyżek dla nauczycieli. To dla nich za mało – domagają się zwiększenia pensji pedagogów o 1000 zł netto z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r.
Na razie nie wiadomo, gdzie znajdą się środki na podwyżki. Samorządowcy obawiają się, że będą musieli te pieniądze wyjąć z własnej kieszeni.
W czwartek Związek Nauczycielstwa Polskiego spotkał się z przedstawicielami jednostek samorządu terytorialnego. Ustalono, że związkowcy podczas spotkania z wicepremier Beatą Szydło w najbliższy poniedziałek zaapelują o zwiększenie kwoty subwencji oświatowej. Obecnie 94 proc. wynagrodzenia nauczycieli pochodzi właśnie z tych pieniędzy. Strona samorządowa wypłaca dodatki, np. motywacyjny, który jest procentowo określony dla całej gminy.