Chociaż menedżerowie zakładów motoryzacyjnych w Polsce nie dorównują optymizmem swoim kolegom z Rumunii, Rosji czy Słowacji, gdzie wzrost produkcji prognozuje trzy czwarte badanych ( w Rumunii nawet 77 proc.), to ich nastroje są w tym roku znacznie lepsze niż w 2017 r. – wynika z udostępnionego „Rzeczpospolitej" raportu Exact Systems. Paweł Gos, prezes firmy będącej jednym z największych w Europie dostawców usług kontroli jakości w sektorze automotive, przypomina, że w tym roku o wzroście produkcji mówi 68 proc. menedżerów – prawie dwukrotnie więcej niż w zeszłorocznym sondażu. Wyraźnie zwiększyła się też grupa tych (z 44 do 63 proc.), którzy mówią o wzroście zatrudnienia. Jak wynika z raportu, niemal każdy z tych pracodawców (98 proc.) zamierza rekrutować pracowników produkcyjnych, co czwarty – pracowników średniego szczebla, a co ósmy kadrę menedżerską.

Zdaniem Rafała Orłowskiego, partnera w firmie Automotive Systems, ważnym czynnikiem wpływającym na optymizm polskich menedżerów jest rosnący eksport komponentów. Części i akcesoria odgrywają bowiem coraz większą rolę w zagranicznej sprzedaży branży; ich udział w całości wymiany handlowej przemysłu samochodowego zbliża się do połowy jej wartości. Nowe szanse na przyszłość stwarza też coraz silniej rozwijany segment produkcji komponentów do elektromobilności. Nowym inwestycjom sprzyjają podkreślane przez uczestników badania atuty Polski – aż dwa z trzech najważniejszych (obok położenia geograficznego kraju) dotyczą pracowników, w tym przede wszystkim atrakcyjnych wciąż kosztów pracy i wykwalifikowanej kadry. Problem w tym, że obydwa te atuty zaczynają słabnąć – przede wszystkim ze względu na trudności z pozyskaniem pracowników.

Już 63 proc. menedżerów twierdzi, że zbyt mała liczba kandydatów do pracy jest największym problemem ich branży. Prawie połowa narzeka też na brak pracowników o kierunkowym wykształceniu. To dlatego niemal sześć na dziesięć badanych firm zatrudnia migrantów zarobkowych z Ukrainy, a prawie co dziesiąta zamierza to zrobić w najbliższych miesiącach. Polska konkuruje tu głównie z Czechami oraz Węgrami, gdzie odpowiednio 59 proc. i 43 proc. firm automotive zatrudnia już Ukraińców. – Przedsiębiorcom zależy przede wszystkim na ciągłości w realizacji zleceń, a to zapewni im tylko odpowiednia liczba rąk do pracy w firmie – podkreśla Krzysztof Inglot, prezes firmy Personnel Service, która specjalizuje się w ściąganiu pracowników ze Wschodu, głównie z Ukrainy. Ich zatrudnianie jest nie tylko wynikiem problemów z pozyskaniem krajowych kandydatów; pracodawcy są z Ukraińców zwyczajnie zadowoleni. Inglot przypomina tegoroczne badanie Personnel Service, według którego dziewięciu na dziesięciu polskich przedsiębiorców ma pozytywny stosunek do pracowników z Ukrainy.

Ten pozytywny stosunek widać też w Niemczech, gdzie na razie 7 proc. firm motoryzacyjnych zatrudnia Ukraińców, ale trzykrotnie więcej (22 proc.) zamierza wkrótce po nich sięgnąć. Ułatwi to nowelizacja niemieckich przepisów imigracyjnych, która umożliwi legalny pobyt za Odrą fachowcom i specjalistom spoza Unii, w tym z Ukrainy. – Nie jesteśmy w stanie konkurować z niemiecką gospodarką wysokością zarobków, więc powinniśmy wykorzystywać do maksimum inne nasze atuty, jak bliskość geograficzna, kulturowa i językowa. By zatrzymać pracowników ze Wschodu, konieczne jest umożliwienie im stabilizacji zawodowej i życiowej – zaznacza Inglot.

Zdaniem Romana Kantorskiego, prezesa Polskiej Izby Motoryzacji, antidotum na brak siły roboczej oraz rosnące wymagania płacowe stanie się w dużej mierze automatyzacja produkcji. Już to się zresztą dzieje. Według raportu Międzynarodowej Federacji Robotyki branża automotive jest w Polsce zdecydowanym liderem robotyzacji – w ub. roku na 10 tys. pracowników przypadało tam już 165 robotów, czyli kilkakrotnie powyżej krajowej średniej (36).