Popyt sprzyja, podaż jest mocno zróżnicowana

Na rynku mieszkaniowym trudno się dziś doszukiwać cenowej bańki – mówił w programie #RZECZoNIERUCHOMOSCIACH Marek Wielgo, ekspert portalu GetHome.pl.

Publikacja: 08.04.2021 20:13

Popyt sprzyja, podaż jest mocno zróżnicowana

Foto: materiały prasowe

Jeśli popatrzymy na wyniki deweloperów giełdowych za 2020 r. i dane spływające po I kwartale br., możemy powiedzieć, że kryzysu w mieszkaniówce nie ma, sprzedaż idzie bardzo dobrze. Za dużą część popytu odpowiadają inwestorzy, już nie tyle zainteresowani zarabianiem na wynajmie, ile parkujący oszczędności. Czy to jest zdrowy popyt, a może tu należy doszukiwać się bańki?

O bańce cenowej na rynku mieszkaniowym wspomina się od lat, ale wydaje mi się, że nie można chyba mówić o takim zjawisku. Sytuacja jest zupełnie inna niż w poprzednim boomie, kiedy mieliśmy najazd zagranicznych inwestorów spekulacyjnych, kiedy banki lekką ręką udzielały kredytów. Deweloperzy sprzedawali mieszkanie na etapie przed wbiciem łopaty, ustawiały się kolejki chętnych, kwitł handel cesjami.

Owszem, ceny mieszkań rosną, ale nie są oderwane chociażby od zarobków. Tzw. dostępność mieszkaniowa (powierzchnia możliwa do kupienia za przeciętną pensję – red.) nie zmalała tak dramatycznie jak w poprzednim boomie.

Zakupy inwestorów wpływają na wzrost cen i tym samym stawiają w gorszej sytuacji tych, którzy kupują na własne potrzeby.

Mamy niskie stopy procentowe, co stymuluje zakup mieszkań – kredyty hipoteczne są tańsze, ludzie kierują część oszczędności na rynek nieruchomości.

Cena to wynik gry popytu i podaży. Popyt jest mocny, podaż też wygląda nieźle, jeśli patrzy się na dane GUS po dwóch miesiącach br. – wzrosła liczba mieszkań w rozpoczętych projektach i w tych z pozwoleniami na budowę...

Diabeł tkwi w szczegółach. Ogólnopolskie dane wyglądają dobrze, ale w poszczególnych miastach sytuacja jest mocno zróżnicowana. We Wrocławiu, Poznaniu czy Krakowie statystyki rozpoczynanych inwestycji poszły mocno w górę rok do roku, ale w Warszawie jest źle: po dwóch miesiącach 2020 r. było to 3,2 tys., a w tym roku prawie 1,8 tys. Podobnie jest z pozwoleniami na budowę.

Ciekawostką jest to, że spory wzrost statystyk obserwujemy w średnich miastach – cieszy to, że boom obejmuje nie tylko największe aglomeracje.

Jeśli chodzi o popyt, pojawiła się nowa, rosnąca grupa nabywców – fundusze z rynku PRS (instytucjonalny najem mieszkań). Czy to będzie istotna część rynku mieszkaniowego?

Jestem przekonany, że rynek najmu w Polsce będzie się rozwijać dzięki funduszom inwestycyjnym, które mają ogromne doświadczenie z macierzystych rynków i długofalową perspektywę rozwoju, liczoną w dekadach. Przestrzeń do rozwoju jest gigantyczna. Coraz więcej młodych ludzi może być skazanych na najem, nie mogąc sobie pozwolić na zakup lokum. Z drugiej strony PRS to większa dostępność mieszkań dla osób, których nie stać na zakup albo stać, ale w nieatrakcyjnej lokalizacji, na peryferiach.

Jak wygląda sytuacja na rynku wtórnym?

Z rynkiem wtórnym problem jest taki, że trudniej go zmierzyć. Tu podobnie jak na rynku pierwotnym w czasie lockdownu sprzedaż stanęła, ale szybko wróciła do normy. Istotne jest to, że wiele agencji przestawiło się szybko na działalność online.

Decydenci forsują Deweloperski Fundusz Gwarancyjny, na wzór tego bankowego. Czy taka instytucja jest potrzebna i czy finalnie koszty poniosą klienci deweloperów?

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów od kilku lat proponuje rozwiązania, które miałyby poprawić sytuację kupujących. Mamy dobrą koniunkturę i nie słychać o spektakularnych upadłościach deweloperów, ale boom nie trwa wiecznie.

Uważam, że fundusz jest potrzebny, dyskusyjna jest wysokość składki i o to toczy się zasadniczy spór. Początkowo miało to być 5 proc. w przypadku otwartych rachunków powierniczych i 1 proc. w przypadku zamkniętych, ostatnia propozycja to odpowiednio 2 i 0,2 proc., ale moim zdaniem to wciąż stawki zbyt wysokie.

Czy wpłynie to na ceny mieszkań? Wyobrażam sobie, że deweloper w umowie może pokazywać cenę mieszkania i oddzielnie ubezpieczenie z tytułu funduszu.

Jeśli popatrzymy na wyniki deweloperów giełdowych za 2020 r. i dane spływające po I kwartale br., możemy powiedzieć, że kryzysu w mieszkaniówce nie ma, sprzedaż idzie bardzo dobrze. Za dużą część popytu odpowiadają inwestorzy, już nie tyle zainteresowani zarabianiem na wynajmie, ile parkujący oszczędności. Czy to jest zdrowy popyt, a może tu należy doszukiwać się bańki?

O bańce cenowej na rynku mieszkaniowym wspomina się od lat, ale wydaje mi się, że nie można chyba mówić o takim zjawisku. Sytuacja jest zupełnie inna niż w poprzednim boomie, kiedy mieliśmy najazd zagranicznych inwestorów spekulacyjnych, kiedy banki lekką ręką udzielały kredytów. Deweloperzy sprzedawali mieszkanie na etapie przed wbiciem łopaty, ustawiały się kolejki chętnych, kwitł handel cesjami.

Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu