W 2018 r. sprzedaliście 3,63 tys. mieszkań, o 9 proc. mniej niż rok wcześniej. Zanotowaliście mocniejszy spadek na rynku warszawskim, w Trójmieście i Wrocławiu sprzedaż urosła. Jaki pułap jest do osiągnięcia w tym roku?
Chcielibyśmy utrzymać podobną skalę. Pogłoski o słabnącym popycie uważam za mocno przesadzone. Czynniki makroekonomiczne sprzyjają – stopy są rekordowo niskie, mamy silny wzrost płac i PKB, niskie bezrobocie. Nic nie wskazuje, by coś się miało zmienić w najbliższym czasie. Wyzwaniem jest, tak jak w minionym roku podaż – na przełomie lat 2017 i 2018 r. mocno rosły koszty wykonawstwa, był problem z dostępem do pracowników, a w związku z wyborami samorządowymi nasiliły się opóźnienia natury administracyjnej. Patrząc szerzej, podaż mieszkań jest dostarczana przez deweloperów wielkim wysiłkiem. Jestem optymistą wobec Trójmiasta i Wrocławia, tam polityka samorządowa jest bardziej sprzyjająca. W Warszawie podaż będzie największym wyzwaniem. My jak dotąd realizujemy inwestycje zgodnie z harmonogramem. Jeśli jednak nas, z 11-proc. udziałem w stołecznym rynku, kosztuje to tak wiele wysiłku, to można sobie wyobrazić, jakie problemy mają mniejsi gracze. Sytuacja odbija się na wzroście cen mieszkań i zaburza rozwój miasta.
Jakie są wasze plany inwestycyjne na ten rok?
Na koniec grudnia w ofercie mieliśmy 2,9 tys. mieszkań, z czego 2,26 tys. w Warszawie. Planujemy utrzymać wysoką pozycję w stolicy i zdecydowanie zwiększyć skalę w Trójmieście. W tym roku do oferty chcemy wprowadzić 3,9 tys. lokali: w Warszawie ponad 2,1 tys. w Trójmieście około 1,2 tys., a we Wrocławiu ponad 0,5 tys.
UOKiK forsuje wprowadzenie deweloperskiego funduszu gwarancyjnego. Co pan myśli o tej inicjatywie?