Wiosną przyszłego roku Joanna Kulmowa – najstarsza poetka mieszkająca i tworząca dzisiaj w Warszawie – będzie świętować jubileusz 90. urodzin, ale już teraz w zbiorze „Jeszcze 37 wierszy" odlicza sobie „dziewięćdziesiąt wiosen" i dodaje, że stał się cud. Tym cudem jest „światło rzucone skosem", dzięki któremu widzi to, czego nie widziała wcześniej, wie więcej niż kiedykolwiek, rozumie lepiej niż dotąd.
Wiersze składające się na ten zbiór pisane są właśnie z perspektywy kogoś, kto nie ukrywa podeszłego wieku, a nawet związanego z tym niedołęstwa; że ma więcej za sobą niż przed sobą, więcej znajomych na tamtym brzegu niż na tym: „Jak całkiem żywi bywali" – czytamy w „Rówieśnikach" – tak całkiem bywają umarli". Podmiot liryczny – podmiot rodzaju żeńskiego, dodajmy dla ścisłości – tych wierszy kpi i drwi, żartuje i szydzi z samej siebie, ale równocześnie mówi o sprawach ostatecznych, o bycie i niebycie, o pamięci i niepamięci.
Ważne słowa
Klucza do późnej liryki Joanny Kulmowej powinniśmy szukać wśród takich słów, jak: istnienie, nicość, wieczność, wszechświat, których autorka nie unika, lecz nie nadużywa. Poetka ponadto wielokrotnie posługuje się pojęciami światła i ciemności, bieli i czerni symbolizującymi wiedzę i niewiedzę, pewność i niepewność, zrozumienie i niezrozumienie, na jakie to dychotomie jesteśmy skazani, gdy zastanawiamy się nad zagadką życia i tego, co po życiu. W wielu wierszach pojawiają się płynące po niebie obłoki, w czym możemy dopatrywać się obrazu nieustającego przemijania.
Nawiązując do słynnej „Piosenki o końcu świata" Czesława Miłosza, ogłoszonej w roku 1945 w tomie „Ocalenie", poetka owszem zgadza się z noblistą: „Innego końca świata nie będzie", ale równocześnie nie ukrywa, że rozglądając się dokoła siebie, odczuwa „radość zawsze i wszędzie". Radość zaś czerpie z tego, czego dostarczają jej zmysły. Tylko tyle i aż tyle. W wierszach Kulmowej szumią lasy, brzozy, wierzby, świerki, buki, dęby, sosny zaś pachną żywicą, poza tym: zieleni się łąka, ściele się trawa, dojrzewają poziomki na polanie, tu piołun i mięta, tam bylica i pokrzywy; brzęczą pszczoły, śpiewają drozdy, kosy, słowiki, a także „rudzik wielkooki".
Z jednej strony Arkadia, z drugiej Apokalipsa. Z sielskimi pejzażami natury kontrastują bowiem zgoła katastroficzne diagnozy na temat współczesnego świata; jak czytamy, „świata wrzaskliwego". Obok szczątkowych wspomnień z czasów dzieciństwa i młodości, jakie przypadły na okres wojny i okupacji (w wierszach „Niespłacone", „Noszę cię w sobie" i „Tak!"), pojawiają się proroctwa cywilizacyjne.