Reprywatyzacja po polsku

Lata lecą, ludzie umierają, archiwalne dokumenty przepadają lub są nie do odnalezienia, a pojawiają się nowe, cudownie odnalezione.

Aktualizacja: 25.04.2016 06:48 Publikacja: 24.04.2016 16:08

Reprywatyzacja po polsku

Foto: 123RF

Na rynku nieruchomości od lat działają „biznesmeni", którzy potrafią ustalić, które budynki przejęto państwo za czasów PRL, odnajdują rodziny byłych właścicieli i obiecują fortunę. Kwitnie zjawisko handlu roszczeniami. Dlaczego problem nie został rozwiązany ustawowo? Co może zrobić państwo?

Komentuje mec. Paweł Kuglarz, partner w Kancelarii WOLF THEISS:

- Polska jest jedynym - poza Białorusią - państwem regionu, które dotychczas nie przeprowadziło reprywatyzacji. Najbliżej rozwiązania tego problemu byliśmy w 2001 r., kiedy to 11 stycznia Sejm RP uchwalił Ustawę o reprywatyzacji. Byli właściciele mieli otrzymać generalnie 50 proc. wartości utraconych nieruchomości pomniejszone o podatek spadkowy. Do najistotniejszych postanowień ustawy należał zakaz handlu roszczeniami.

Prezydent Aleksander Kwaśniewski zawetował jednak ustawę reprywatyzacyjną, a Sejm nie zdołał tego weta odrzucić, co spowodowało, że żaden jej przepis nie stał się obowiązującym prawem. Warszawa znajduje się w nietypowej sytuacji, jeżeli chodzi o zagadnienie reprywatyzacji. Dekret Bieruta zlikwidował prywatną własność gruntów na terenie stolicy. Na mocy dekretu Bieruta władza ludowa przejęła po wojnie 17 tys. warszawskich nieruchomości.

Po 1989 r., na podstawie obowiązujących przepisów organy administracji i sądy poczęły przyznawać dawnym właścicielom prawo do nieruchomości odebranych po 1945 r., a kiedy było to niemożliwe - zasądzały odszkodowania. Znacząca część roszczeń można zindentyfikować i duża ich część nie została rozpatrzona. Do spadkobierców takich właścicieli zgłaszały się i nadal zgłaszają, które uzyskały informacje o istniejących roszczeniach i proponują ich zakup.

Jednakże odzyskiwanie dawnych majątków na podstawie obowiązujących dzisiaj przepisów, to dla byłych właścicieli niezwykle trudne wyzwanie. Niektóre procedury - wszczęte krótko po upadku komunizmu - toczą się do dziś. W konsekwencji niektórzy byli właściciele nie odzyskali nic, a inni odzyskują 100 proc., a czasem nawet 200 lub 300 proc. utraconej wartości. 300 proc. to nie abstrakcja. Zdarza się bowiem, że zwracana kamienica została odbudowana i/lub odnowiona przez miasto i były właściciel odzyskuje ją w dużo lepszym stanie, niż kiedy ją tracił, a miasto nie otrzymuje zwrotu poniesionych nakładów.

Poczucie niesprawiedliwości wzmaga także zjawisko handlu roszczeniami. Ktoś kupuje od byłego właściciela roszczenie za na przykład 5 tys. zł, a odzyskuje budynek warty kilka milionów złotych. Rozwiązanie było blisko. Uchwalona przez poprzedni parlament tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna umożliwiałaby ograniczenie spekulacyjnego handlu roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Miasto mogłoby odmówić zwrotu, gdyby nieruchomość była wykorzystywana na cele publiczne - np. szkołę. Wtedy właściciel mógłby ubiegać się o odszkodowanie. Ponadto Warszawa miałaby prawo pierwokupu roszczenia. Prezydent skierował jednak ustawę do Trybunału Konstytucyjnego i tam będzie czekać na tzw. dobre czasy.

Spekulanci sobie poradzą, ale prawdziwym spadkobiercom warto wskazać na zagrożenia. Niezwykle istotnym jest z punktu widzenia byłych właścicieli lub ich spadkobierców jest to, kto będzie reprezentował ich interesy. Na rynku warszawskim funkcjonują osoby i firmy nadużywające nazwy kancelaria prawna.

Pierwszym krokiem powinno być sprawdzenie czy przyszły pełnomocnik jest radcą prawny lub adwokatem (lista jest publicznie dostępna). Drugim etapem jest umowa. Coraz częściej ma on charakter mieszany - tzn. wynagrodzenie stałe i tzw. succes fee, czyli procent od wartości odzyskanej nieruchomości lub odszkodowania.

Trzeba też pamiętać, że z zasad etyki radców i adwokatów wynika też zakaz reprezentowania przeciwników lub konkurentów procesowych. Interesy spadkobierców lub osób, które nabyły roszczenia, mogą być faktycznie sprzeczne.

Rozwiązaniem do czasu uchwalenia choćby małej ustawy reprywatyzacyjnej mogłoby być stworzenie funduszu, który wykupywałby roszczenia od spadkobierców. Dla ludzi w podeszłym wieku kwota kilkudziesięciu tysięcy złotych do odebrania teraz jest ważniejsza niż ewentualne przyszłe miliony. Taki fundusz operacyjny mogłaby stworzyć spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR). Byłaby to świetna inwestycja dla niej samej, bo zyskiwałaby na wartości roszczenia.

Sporymi pieniędzmi dysponuje także Fundusz Mieszkań na Wynajem, który - po stosownym prawnym umocowaniu - zamiast sprawdzać się jako deweloper, wykorzystałby posiadany kapitał.

- w poniedziałkowych "Nieruchomościach" więcej o problemach spadkobierców ziemi pod Stadionem Narodowym

Na rynku nieruchomości od lat działają „biznesmeni", którzy potrafią ustalić, które budynki przejęto państwo za czasów PRL, odnajdują rodziny byłych właścicieli i obiecują fortunę. Kwitnie zjawisko handlu roszczeniami. Dlaczego problem nie został rozwiązany ustawowo? Co może zrobić państwo?

Komentuje mec. Paweł Kuglarz, partner w Kancelarii WOLF THEISS:

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu