Tomasz Terlikowski: Czy Bóg chce pluralizmu religijnego

Kamień milowy wzajemnych islamsko-chrześcijańskich stosunków – tak o wspólnej deklaracji papieża i wielkiego imama Al-Azhar piszą, głównie, choć nie tylko, katolickie media. A ja, jak to malkontent i maruda, jakoś dziwnie nie jestem do tego przekonany.

Aktualizacja: 10.02.2019 13:59 Publikacja: 07.02.2019 23:01

Tomasz Terlikowski: Czy Bóg chce pluralizmu religijnego

Foto: AFP

Tak się bowiem składa, że z perspektywy egipskich chrześcijan, prześladowanych, porywanych, a nawet zabijanych przez muzułmanów, z perspektywy chrześcijan w Iraku czy Syrii dokument ten nie ma najmniejszego znaczenia. Oni nie doświadczają rzekomo dialogicznego oblicza islamu (a o takim obliczu też przeczytałem w katolickich periodykach), tak jak nie doświadczają go konwertyci na chrześcijaństwo z islamu. Z ich punktu widzenia ten dokument robi dobry PR islamowi, ale nie ma znaczenia dla ich codzienności.

To jednak nie wszystko, są bowiem także inne problemy związane z lekturą tego dokumentu. Otóż tak się składa, że zawiera on sformułowania, które – jeśli nie będzie się ich interpretować w zgodzie z całą Tradycją Kościoła (a nie jest to wcale takie łatwe) – mogą prowadzić nas na manowce teologii chrześcijańskiej. Takim sformułowaniem jest passus dotyczący pluralizmu religijnego. „Pluralizm i różnorodność religii, tak jak koloru skóry, płci, rasy i języka, są chciane przez Boga w Jego mądrości, przez którą stworzył człowieka" – podkreślili papież i wielki imam meczetu Al-Azhar. I o ile w kwestii płci, rasy, koloru skóry i języka trudno polemizować z taką opinią (choć według Pisma Świętego wielość języków jest efektem grzechu i pychy człowieka, którego przykrym dowodem była wieża Babel), o tyle już kwestia pluralizmu religijnego jest dyskusyjna.

Z perspektywy katolickiej jasne jest, że w różnych religiach rozsiane są ziarna prawdy, że są one wyrazem ludzkiego pragnienia Boga i Jego naturalnego poszukiwania. W tym sensie wyrastają ze stworzenia i są wpisane w naturę człowieka. Co do tego nie ma wątpliwości, szczególnie jeśli uzna się, że ostatecznie prawda o Bogu została człowiekowi objawiona przez Boga w całej pełni w Jezusie Chrystusie. I jeśli słowa z deklaracji rozumieć tylko w ten sposób, to można je uznać za w pełni katolickie.

Nietrudno jednak zgadnąć, że zarówno media, jak i postępowi teologowie mogą je rozumieć o wiele szerzej i zacząć wyciągać z nich wniosek, że pluralizm religijny jest zamierzony przez Boga, że istnieją różne i równoprawne drogi człowieka do Absolutum, a Bóg chciał, by ludzie zmierzali do Niego różnymi drogami. Taki wniosek jest zaś nie do pogodzenia z katolicką, a szerzej – biblijnie chrześcijańską, ortodoksją. Według chrześcijan, o czym pięknie przypomniał św. Jan Paweł II w deklaracji „Dominus Iesus", istnieje tylko jedna droga do Boga, a jest nią Jezus Chrystus. Tylko w Nim i przez Niego można uzyskać zbawienie.

„Jezus Chrystus ma szczególne i jedyne, Jemu tylko właściwe, wyłączne, powszechne i absolutne znaczenie i wartość dla rodzaju ludzkiego i jego dziejów. Jezus jest bowiem Słowem Bożym, które stało się człowiekiem dla zbawienia wszystkich. Kierując się taką świadomością wiary, Sobór Watykański II naucza: »Słowo Boże bowiem, przez które wszystko się stało, samo stało się ciałem po to, aby człowiek doskonały zbawił wszystkich i wszystko w sobie złączył«. Pan jest celem ludzkich dziejów, punktem, do którego zwracają się pragnienia historii oraz cywilizacji, ośrodkiem rodzaju ludzkiego, weselem wszystkich serc i pełnią pożądań" – pisał św. Jan Paweł II.

Wspólna deklaracja nie może tego zmienić i trzeba ją interpretować właśnie w duchu „Dominus Iesus" i nauczania Kościoła. W tym sensie nie jest ona więc niczym groźnym, ale... warto mieć świadomość, że jest kolejnym krokiem na drodze budowania dobrego PR islamu, a chrześcijanom nic szczególnego nie daje. Nie jest też w żadnym sensie kamieniem milowym, lecz jedynie rodzi kolejne nieścisłości, które trzeba wyjaśniać. Krótko rzecz ujmując: ostrożnie z tym entuzjazmem.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Tak się bowiem składa, że z perspektywy egipskich chrześcijan, prześladowanych, porywanych, a nawet zabijanych przez muzułmanów, z perspektywy chrześcijan w Iraku czy Syrii dokument ten nie ma najmniejszego znaczenia. Oni nie doświadczają rzekomo dialogicznego oblicza islamu (a o takim obliczu też przeczytałem w katolickich periodykach), tak jak nie doświadczają go konwertyci na chrześcijaństwo z islamu. Z ich punktu widzenia ten dokument robi dobry PR islamowi, ale nie ma znaczenia dla ich codzienności.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Czarodziej i jego muszkieterowie