Migalski powiedział, że przez tych dziesięć lat uczelnie albo nie przyjmowały jego wniosku habilitacyjnego, albo odrzucały go po recenzjach. - W ciągu 10 lat były to Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej i Instytut Nauk Politycznych PAN - wyliczał w rozmowie z Onetem. - We wszystkich tych instytucjach otrzymałem pozytywne recenzje moich recenzentów czy komisji powoływanych przez te ciała. Natomiast w tajnych głosowaniach, czasem jednym głosem, czasami trzema czy czterema, wnioski odrzucano i nie nadawano mi stopnia. W momencie, kiedy trzeba było się podpisać pod recenzją lub pod decyzją komisji, to nie było problemów. Problemy pojawiały się podczas tajnego głosowania - opowiadał.

Migalski dodał, że po zeszłorocznej negatywnej decyzji komisji habilitacyjnej na Uniwersytecie Śląskim odwołał się do Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. - Ta stwierdziła, że decyzja Rady była wadliwa i skierowała sprawę do Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Tam podjęto decyzję o nadaniu mi stopnia. I w ten sposób moja 10-letnia odyseja właśnie się skończyła - powiedział politolog.

- Jest mi bardzo trudno odgadnąć motywy tych decyzji. Nawet Centralna Komisja pisała, że powody musiały mieć względy pozamerytoryczne. Dzisiaj czuję się tak, jakbym odzyskał samochód, który mi ukradziono 10 lat temu. To miłe, sympatyczne, ale wolałbym już jeździć tym samochodem przez 10 lat - skomentował Migalski.