Skrzypłocze, nazywane także mieczogonami, to gatunek morskiego stawonoga z rzędu ostrogonów. istniejący od około 425 mln lat (wenlok). Zamieszkiwały one Ziemię już 200 mln lat przed dinozaurami. Przetrwały zlodowacenia, masowe wymieranie czy katastrofy kosmiczne.
Od ponad pięćdziesięciu lat ludzie wykorzystują niezwykłe właściwości krwi tych stworzeń. Ma ona bowiem zdolność do wykrywania endotoksyn. Dzięki temu od 1977 roku wykorzystywana jest w przemyśle farmaceutycznym między innymi do testowania leków, płynów infuzyjnych, rozruszników serca czy endoprotez. Pomaga ona także w badaniach, które mają na celu sprawdzenie, czy do szczepionek, produkowanych na masową skalę podczas pandemii koronawirusa, nie dostały się żadne niepożądane bakterie.
Badacze pobierają krew skrzypłoczy, umieszczając je w laboratorium na stojaku. W tkankę wokół serca wbija się następnie igłę i spuszcza krew. Niestety, w wyniku takich działań, wiele z nich umiera.
„Ekolodzy biją na alarm, zgodnie twierdząc, że pozyskiwanie dzikich zwierząt do badań jest niezrównoważone, a – ponieważ skrzypłocze znalazły się w potrzebie – naciskają na przemysł biomedyczny o natychmiastowe rozpoczęcie korzystania z syntetycznej alternatywy, znanej jako rekombinowany czynnik C (ang. recombinant Factor C – rFC)” - czytamy we wpisie opublikowanym na Facebooku przez Akwarium Gdyńskie. Jak podkreślono, „mimo iż rFC, opracowany w latach 80. XX wieku, jest odpowiednikiem hemolimfy tych zwierząt, istnieją przeszkody regulacyjne, które uniemożliwiają rFC dorównanie wysoko postawionym przez skrzypłocze standardom”. „Przejście na rFC może uratować każdego roku 100 tys. skrzypłoczy i pomóc zagrożonym ptakom wędrownym, które żywią się jajami tych zwierząt” - dodano.