Janusz Cieszyński przekonywał, że zakup respiratorów od firmy E&K z Lublina, za którą stoi handlarz bronią Andrzej Izdebski, odbywał się "w warunkach, kiedy trzeba było podejmować szybkie decyzje".
Z umowy wynikało, że 1241 respiratorów dotrze do Polski 30 czerwca.
Wobec niedostarczenia respiratorów firma E&K zwróciła resortowi zdrowia część zaliczki. Na początku października była jednak wciąż winna Ministerstwu 69,5 mln zł plus odsetki.
Dowiedz się więcej:
Urzędnicy resortu zdrowia pod lupą. Chodzi o respiratory
Respiratory od handlarza bronią: bez gwarancji, bez przewodów
Zakup respiratorów. Ministerstwo Zdrowia odpiera zarzuty posłów KO
Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński rezygnuje
Cieszyński mówił, że choć "efekty nie były takie, jakich oczekiwał", nie m z tego powodu kaca moralnego i jest przekonany, że wszystkie podjęte decyzje były uzasadnione.
Były wiceminister zdrowia, obecnie wiceprezydent Chełma, tłumaczył, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a teza, że w zakup respiratorów włączone zostały służby specjalne, jest "absurdalna". Cieszyński dodaje, że firma, od której urządzenia zostały kupione, miała pozytywna opinię CBA.
Cieszyński stwierdził, że informacje o zakupie respiratorów, nazywanym przez media "aferą respiratorową", pojawiły się w momencie, gdy ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski cieszył się największym zaufaniem wśród polityków.
- Od samego początku mówi się o tym, że doszło do przekrętu. Sugeruje się, że sprawa ma podłoże kryminalne - mówił Cieszyński, dodając, że nikt nie przedstawił dowodów na przestępczy charakter zakupów. Sposób, w jaki transakcja była opisywana, nazwał "szkalowaniem".
Były wiceminister uważa, że "jest duża szansa" na wyjaśnienie sprawy i zwrot wydanych środków do Skarbu Państwa.