Bielecki: Johnson: władza nawet za cenę rozpadu kraju

W lutym 2016 r., na dwa miesiące przed referendum rozwodowym, Boris Johnson stanął przed trudnym dylematem.

Aktualizacja: 09.09.2019 20:13 Publikacja: 09.09.2019 19:53

Bielecki: Johnson: władza nawet za cenę rozpadu kraju

Foto: AFP

Na biurku miał przygotowane dwie wersje cotygodniowego komentarza, jakie publikuje w „Daily Telegraph". Pierwszy wyrażał poparcie dla pozostania kraju w Unii, drugi był temu przeciwny.

Ostatecznie wysłał do redakcji ten ostatni tekst. Ale nie dlatego, że uznał, iż tak będzie lepiej dla kraju. Johnson zakładał, że do brexitu i tak nie dojdzie, to wydawało się niewyobrażalne. Ale doszedł do wniosku, że jedyną szansą na osiągnięcie stanowiska premiera jest dla niego przejęcie przewodnictwa zwolenników rozwodu z Unią w Partii Konserwatywnej, gdzie wybitnych polityków nie było. Z tej pozycji miał później przeprowadzić szarżę na ówczesnego szefa rządu Davida Camerona.

Plan, jak dziś wiemy, wyszedł połowicznie. Johnson został co prawda premierem, ale nie przewidział „kosztu ubocznego" w postaci wprowadzenia kraju na tory wyjścia z Unii.

Ale mimo to szef rządu nie zrezygnował z dawnej logiki myślenia. Priorytetem pozostaje dla niego utrzymanie się możliwie długo u władzy, a tego nie da się zrobić bez wypełnienia najważniejszej obietnicy złożonej wyborcom. Dlatego absolutnym kluczowe jest teraz dla Johnsona wyprowadzenie kraju z Unii za wszelką cenę.

A jest ona bardzo wysoka. Nie chodzi tylko o katastrofalne skutki gospodarcze, a nawet o zachowanie fundamentu brytyjskiej demokracji, jaką jest nadrzędna rola parlamentu. W grze jest samo przetrwanie Zjednoczonego Królestwa. W Szkocji, gdzie w 2016 r. tylko 38 proc. głosujących opowiedziało się w referendum za brexitem, po raz pierwszy większość w sondażach mają zwolennicy niepodległości. Szefowa regionalnego rządu Nicola Strugeon chce zorganizować w tej sprawie referendum za dwa lata i przy obecnym tempie wydarzeń na Wyspach nie wydaje się to zbyt krótkim terminem.

Te same sondaże przewidują, że najbliższe wybory zakończą się katastrofą dla unionistów, otwierając drogę do oderwania Ulsteru od reszty kraju i zjednoczenia Irlandii.

Czy wobec ryzyka tak wielkiej, podwójnej porażki Anglicy mimo wszystko będą tolerowali Johnsona na Downing Street? Zwykle flegmatyczny Londyn jest dziś ogarnięty tak silnymi emocjami, że nawet tego nie da się wykluczyć.

Na biurku miał przygotowane dwie wersje cotygodniowego komentarza, jakie publikuje w „Daily Telegraph". Pierwszy wyrażał poparcie dla pozostania kraju w Unii, drugi był temu przeciwny.

Ostatecznie wysłał do redakcji ten ostatni tekst. Ale nie dlatego, że uznał, iż tak będzie lepiej dla kraju. Johnson zakładał, że do brexitu i tak nie dojdzie, to wydawało się niewyobrażalne. Ale doszedł do wniosku, że jedyną szansą na osiągnięcie stanowiska premiera jest dla niego przejęcie przewodnictwa zwolenników rozwodu z Unią w Partii Konserwatywnej, gdzie wybitnych polityków nie było. Z tej pozycji miał później przeprowadzić szarżę na ówczesnego szefa rządu Davida Camerona.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?