Premier Mateusz Morawiecki spotkał się z liderami partii opozycyjnych, by przedyskutować sytuację za Bugiem. Nikt nikogo nie nazywał zdrajcą ani komunistą, nagle się okazało, że można docenić posła Wiosny Roberta Biedronia, który jako szef delegacji Parlamentu Europejskiego do spraw Białorusi może reprezentować polski punkt widzenia podczas spotkań deputowanych różnych frakcji. Nagle się okazało, że można nawet kilka miłych słów powiedzieć na temat byłych prezydentów – Aleksandra Kwaśniewskiego czy Bronisława Komorowskiego i sposobu, w jaki działali podczas kolejnych zrywów na Ukrainie.

Oczywiście można by szydzić, że dziś Prawo i Sprawiedliwość uznaje ciągłość państwa polskiego po 1989 roku, choć często politycy tej partii mówili, że niepodległość i demokrację Polska odzyskała dopiero w roku 2015 po dojściu do władzy PiS. Można by też się wyzłośliwiać, że dziś rządzący oferują pomoc finansową dla białoruskich niezależnych mediów i organizacji pozarządowych, choć niezależne od rządu media są solą w oku polityków PiS w Polsce – szczególnie jeśli należą do zachodnich firm – a współrządząca Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry chce stygmatyzować NGOs-y nad Wisłą, które otrzymują pomoc z zagranicy (na modłę węgierską czy rosyjską). Można by dalej szydzić, że partia, która uważa każdą krytykę z zewnątrz za nieuprawnioną ingerencję w naszą suwerenność, właśnie zachęca do działań, które białoruski dyktator uważa za nieuprawnioną ingerencję w ich suwerenność... Ale to jednak nie czas na takie złośliwości. Sytuacja jest bowiem wyjątkowa i dobrze, że polscy politycy podeszli do niej wyjątkowo. Choć akurat smutne jest to, że ta wyjątkowość polega na tym, że w polskiej polityce zagościła normalność właśnie.

Dobrze więc, że premier Mateusz Morawiecki postanowił zaprosić do polskiej polityki nieco normalności. Należy mieć nadzieję, że nie jest to jedynie zagranie w wewnętrznym sporze w łonie Zjednoczonej Prawicy o to, jaką przyjąć linię polityczną na najbliższe trzy i pół roku, czy – jak chcą wspomniani ziobryści – czeka nas totalny konflikt, czy – jak zdają się chcieć pragmatycy skupieni wokół Morawieckiego – trzeba postawić na modernizację państwa, odbudowę gospodarki po kryzysie i praktyczną realizację celów, bez których PiS nie pozyska nowych wyborców w 2023 roku. Zatem, nie zapominając o tym, co było, cieszmy się tym, co jest teraz, i trzymajmy kciuki, by ten stan trwał jak najdłużej. By kwestia Białorusi nie była przedmiotem politycznej wojny, lecz by stała się przedmiotem polityki polskiego państwa, którego reprezentantami mogą być zarówno politycy partii rządzącej, jak i politycy partii opozycyjnych, pełniący ważne funkcje publiczne. Nie chodzi tu przecież o żaden kiczowaty gest pojednania albo udawanie narodowej zgody, ale o odpowiedzialne podejście do polskiego państwa, jego bezpieczeństwa i interesów, które są niezależne od tego, czy rządzi partia X czy partia Y. Zatem powtórzmy za Faustem:

Trwaj, chwilo, jesteś piękna!