W czwartek szefem Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA) na kolejne cztery lata został słoweński prawnik Aleksander Ceferin i już w pierwszych słowach po wyborze dał do zrozumienia, że najważniejsza sprawa została załatwiona: udało mu się spacyfikować frondę wielkich klubów grożących utworzeniem Superligi konkurencyjnej wobec Ligi Mistrzów, która przynosi organizacji Ceferina ogromne pieniądze.

Tę sprawę od biedy można uznać za sukces całego futbolu, bo Superliga nie związana z rozgrywkami krajowymi, z której nikt by nie spadał na wzór NBA, to twór obcy europejskiej sportowej kulturze. Ale już kolejna informacja z Rzymu, gdzie obradowali europejscy działacze piłkarscy jest fatalna i świadczy, że kryzys przywództwa - o którego przełamaniu tak dużo mówił Ceferin - trwa, a nawet się pogłębia.

Do Komitetu Wykonawczego UEFA wybrany został prezydent Paris Saint-Germain, a więc klubu, będącego praktycznie własnością Kataru i mającego ogromne kłopoty z przestrzeganiem zasad finansowego Fair Play ustalonych przez UEFA. Od lat Katarczycy z Paryża je naciągają, ich rywale protestują a teraz UEFA sprawia, że Nasser-al Khelaifi będzie mógł pilnować swoich interesów jako członek władz europejskiego futbolu.

I jeśli chodzi o konflikt interesów, to wcale nie wszystko. Katarska telewizja sportowa (nie licząca się zupełnie z kosztami, co podkreśla konkurencja) pokazuje imprezy będące własnością UEFA, jest potęgą przede wszystkim na rynku francuskim. Nasser -al Khelaifi będzie więc mógł doglądać katarskich interesów także na tym polu.

Wszystko to świadczy, że futbol wcale nie zdrowieje - jak zapewniał Ceferin w Rzymie - ale jest coraz bardziej chory. System Blattera i Platiniego zastępuje system Infantino i Ceferina, poza tym niewiele się zmienia.