Prezydent nie antagonizował, mówił o tym co nas łączy, a nie dzieli. Podkreślał, że Polska jest krajem wszystkich Polaków („pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego z nas” – nic dodać, nic ująć), przypomniał o tym, że ojcowie niepodległości Polski w 1918 roku potrafili wzbić się ponad dzielące ich idee, ale przypomniał też, że tej jedności nie starczyło na długo i II RP doznała klęski – również w wyniku konfliktu jaki podzielił jej elity. Mówił o zobowiązaniu współczesnych polityków wobec kolejnych pokoleń – o czym, jak się zdaje, niektórzy czasem zapominają skupiając się nad doborem barwnych epitetów mających upokorzyć politycznych rywali. W 100-lecie niepodległości takich słów potrzebujemy.
Relacja na żywo: Andrzej Duda: Pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego
Szkoda tylko, że w tej jedności zabrakło trochę miejsca dla obecnego na uroczystości Donalda Tuska. Tusk, jedyny przedstawiciel instytucji europejskich na uroczystości, ba – jedyny przedstawiciel władz innych niż obecne władze Polski na uroczystości – nie został wymieniony ani z nazwiska, ani z zajmowanego urzędu.
Dodatkowo Tusk – rangą, jeśli chodzi o protokół, równy prezydentowi Rzeczypospolitej, stał w czwartym czy piątym rzędzie, nie tylko za premierem, prezesem PiS i prezydentem, ale również za ministrami rządu Mateusza Morawieckiego. Pod biało-czerwonym sztandarem jest więc miejsce dla wszystkich, ale dla niektórych zarezerwowane jest poślednie miejsce.
To z kolei każe podejrzewać, że gdy minie uroczysty nastrój Polska wielkiego święta, przejście od słów do jedności, do czynów, może się okazać niewykonalne.