11 listopada: Prezydent, który łączył – z jednym wyjątkiem

Przemówienie prezydenta Andrzej Dudy na placu Piłsudskiego było dobre – takie, jakie prezydent Rzeczypospolitej powinien wygłaszać w 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Ale nie zabrakło jednego zgrzytu.

Aktualizacja: 11.11.2018 13:27 Publikacja: 11.11.2018 13:16

11 listopada: Prezydent, który łączył – z jednym wyjątkiem

Foto: AFP

Prezydent nie antagonizował, mówił o tym co nas łączy, a nie dzieli. Podkreślał, że Polska jest krajem wszystkich Polaków („pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego z nas” – nic dodać, nic ująć), przypomniał o tym, że ojcowie niepodległości Polski w 1918 roku potrafili wzbić się ponad dzielące ich idee, ale przypomniał też, że tej jedności nie starczyło na długo i II RP doznała klęski – również w wyniku konfliktu jaki podzielił jej elity. Mówił o zobowiązaniu współczesnych polityków wobec kolejnych pokoleń – o czym, jak się zdaje, niektórzy czasem zapominają skupiając się nad doborem barwnych epitetów mających upokorzyć politycznych rywali. W 100-lecie niepodległości takich słów potrzebujemy.

Relacja na żywo: Andrzej Duda: Pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego

Szkoda tylko, że w tej jedności zabrakło trochę miejsca dla obecnego na uroczystości Donalda Tuska. Tusk, jedyny przedstawiciel instytucji europejskich na uroczystości, ba – jedyny przedstawiciel władz innych niż obecne władze Polski na uroczystości – nie został wymieniony ani z nazwiska, ani z zajmowanego urzędu.

Dodatkowo Tusk – rangą, jeśli chodzi o protokół, równy prezydentowi Rzeczypospolitej, stał w czwartym czy piątym rzędzie, nie tylko za premierem, prezesem PiS i prezydentem, ale również za ministrami rządu Mateusza Morawieckiego. Pod biało-czerwonym sztandarem jest więc miejsce dla wszystkich, ale dla niektórych zarezerwowane jest poślednie miejsce.

To z kolei każe podejrzewać, że gdy minie uroczysty nastrój Polska wielkiego święta, przejście od słów do jedności, do czynów, może się okazać niewykonalne.

Prezydent nie antagonizował, mówił o tym co nas łączy, a nie dzieli. Podkreślał, że Polska jest krajem wszystkich Polaków („pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego z nas” – nic dodać, nic ująć), przypomniał o tym, że ojcowie niepodległości Polski w 1918 roku potrafili wzbić się ponad dzielące ich idee, ale przypomniał też, że tej jedności nie starczyło na długo i II RP doznała klęski – również w wyniku konfliktu jaki podzielił jej elity. Mówił o zobowiązaniu współczesnych polityków wobec kolejnych pokoleń – o czym, jak się zdaje, niektórzy czasem zapominają skupiając się nad doborem barwnych epitetów mających upokorzyć politycznych rywali. W 100-lecie niepodległości takich słów potrzebujemy.

Komentarze
Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Awantura na komisji śledczej - Mariusz Kamiński wychodzi. Arogancją przestępstw PiS się nie wyjaśni
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Po II turze wyborów samorządowych. Dwóch wygranych, dwie Polski
Komentarze
II tura wyborów samorządowych. KO wygrywa, ale przed wyborami do PE ma o czym myśleć