Korespondencja ze Strasburga

Tak w telegraficznym skrócie można byłoby streścić przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego wygłoszone w Parlamencie Europejskim w ramach debaty o przyszłości Europy, przyszłości Unii Europejskiej. Pytanie czy Europa ów projekt kupi – szczególnie w czasie, gdy z jej instytucjami prowadzimy dość poważny spór. Obserwując środową debatę po wystąpieniu polskiego premiera można w to wątpić.

Nie kupi jej europarlament w tym składzie, nie kupi jej także obecna Komisja Europejska. Europosłowie nie usłyszeli raczej słów Mateusza Morawieckiego o tym, że polski wymiar sprawiedliwości był dotychczas niewydolny i potrzebował głębokiej reformy. Stąd zatem powracające głosy o potrzebie powrotu do rządów prawa i nienaruszanie niezależności środowiska sędziowskiego. Stąd także przed wieloma posłami kartki z hasłami: „Rule of Law”, „Wolne sądy”, „Konstytucja”. Ale planując kilka miesięcy wstecz wystąpienie polskiego premiera na forum PE nikt raczej nie podejrzewał, że zbiegnie się ono w czasie z kulminacją naszego sporu z UE i w istocie debata o przyszłości Europy zamieni się w zmasowany atak na polskiego premiera.
 
Będzie dużo prawdy w tym, że przemówienie Mateusza Morawieckiego zawierało sporo propagandowych haseł, które Polacy już słyszeli. Polacy tak, ale Europa nie. Stąd słowa naszego premiera o konieczności uszczelniania systemów podatkowych, likwidacji luk w VAT, konieczność postawienia na innowacyjność np. elektryczne samochody. Tyle tylko, że ta Europa przykładu z Polski brać nie chce. Nawet nie jest tym zainteresowana.
 
W istocie wizja Europy prezentowana przez Mateusza Morawieckiego nie odbiega specjalnie od tej, którą lata temu zaprezentowało PiS. Unia winna być tworem państw narodowych, które zachowują swoją tożsamość i decydujący głos mają w nich parlamenty narodowe. Unia jako jedność w różnorodności – jak określił to premier Morawiecki podkreślając przy tym, że ludzie mają w sobie „gen wolności” i sami chcą decydować o swojej przyszłości, a jak widzą, że nie mają wpływu stają się eurosceptykami. - Jeśli Europa ma być silna – to nie budujmy jej kosztem siły państw członkowskich - mówił.

Pobrzmiewało w wystąpieniu Morawieckiego coś, co już gdzieś było. Pięć lat temu w jednej ze swoich adhortacji papież Franciszek napisał, że „całość jest czymś więcej niż część i czymś więcej niż ich prosta suma”. W dokumencie tym stwierdzał, że wzorem dla integracji jest wielościan, „odzwierciedlający położenie wszystkich partykularyzmów, które zachowują w nim oryginalność”. A działalność polityczna ma na celu „zebranie w takim wielościanie tego, co najlepsze w każdym”. „Jest to jedność ludów, które w porządku uniwersalnym zachowują swoje indywidualne rysy. Jest to ogół osób w społeczeństwie szukającym dobra wspólnego, prawdziwie obejmującego wszystkich” - stwierdza papież.

To wizja bardzo spójna i bardzo zbliżona do tego co prezentuje premier Morawiecki. „Projekt europejski wymaga nowego otwarcia”, nowego „kontraktu demokratycznego”, „nie uprawiajmy inżynierii genetycznej” - mówi premier Morawiecki. Ale... Dziś to głos wołającego na puszczy, bo choć może inne państwa UE mówią o tym samym, to jednak całkowicie odmiennym językiem. I porozumienia raczej nie będzie.