Dziewięć lat temu pod Smoleńskiem doszło do tragiczniej katastrofy. Ale przecież owego pamiętnego roku doszło nie do jednej, ale do dwóch potwornych klęsk. Pierwszą było to, co wydarzyło 10 kwietnia w Rosji. Drugą było to, co stało się w jej następstwie w Polsce. Pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym urzędujący prezydent wraz z małżonką, ostatni prezydent na uchodźstwie i wielu innych wysokich funkcjonariuszy państwowych, przedstawiciele wojska, kościołów i związków wyznaniowych oraz społeczeństwa obywatelskiego. To bez wątpienie dramat społeczeństwa, ale przede wszystkim bliskich ofiar. W kolejnych miesiącach doszło jednak do – kto wie, czy z punktu widzenia państwa nawet nie potworniejszej – tragedii polegającej na zabójstwie polskiej Wspólnoty, ostatecznego i głębokiego rozpadu Polski na dwa nienawidzące się plemiona.