Po dwóch tygodniach intensywnych poszukiwań poszlak „potwierdzonej próby zabójstwa" Lu, działaczki Stop Bzdurom, nikomu nie udało się potwierdzić jej relacji. Tramwaje Warszawskie przeanalizowały zgłoszenia od motorniczych, przejrzały zapisy z kamer w każdym tramwaju na tej trasie – nic, ani śladu po zdarzeniu, które sama bohaterka opisywała bardzo dramatycznie. Miała bowiem zostać celowo wepchnięta pod tramwaj, a życie uratował jej jedynie refleks motorniczego, który zahamował w ostatniej chwili. Może gdyby nie przesadziła z udramatyzowaniem i napisała, że została wepchnięta pod samochód – te, w przeciwieństwie do tramwajów, nie muszą mieć kamer, więc historii nie udałoby się zweryfikować – mogłaby skuteczniej odgrywać niedoszłą ofiarę morderstwa. Niestety, przesadziła z koloryzowaniem i historia ochoczo nagłośniona przez bezkrytyczne media została szybko przez te same media wygaszona, gdy się okazało, że rzekoma ofiara nic nie pamięta, próby zabójstwa na policję nie zgłosiła, a i motorniczy się nie odezwał po należne mu za uratowanie życia honory. I to by było pół biedy, wiadomo przecież, że w całej wyssanej z palca historii chodziło tylko o to, żeby internetowe zbiórki pieniędzy lepiej szły. A tu można było jeszcze zawstydzić tych sojuszników, którym sposób działania Stop Bzdurom niekoniecznie się podoba. Nas tu zabijają, a wy nas krytykujecie za styl. Fakt, nieźle pomyślane, a liczba frajerów złapanych na tę historię spora.