To jeszcze są informacje nieoficjalne, ale wiadomo, że obniżone cła mają obowiązywać już od października. O takim zamiarze poinformował, ale bez podawania daty i szczegółów premier Chin, Li Keqiang. Ma to być odpowiedź na wojnę handlową wypowiedzianą Chińczykom przez administrację Donalda Trumpa.

W ten sposób, właśnie przez otwarcie rynku Chińczycy zamierzają pobudzić konsumpcję we własnym kraju. Będzie to kolejny manewr w tym kierunku, po obniżeniu ceł importowych na szereg dóbr konsumpcyjnych w lipcu 2018.

Średnie chińskie stawki celne nadal są jednak wysokie i wynoszą obecnie 9,8 proc., podczas gdy np. w przypadku USA jest to 3,8 proc. Prawo chińskie wymaga, aby wszystkie zmiany w międzynarodowej wymianie gospodarczej dotyczyły partnerów handlowych, z którymi ten kraj utrzymuje normalne stosunki, czyli z obniżki w tym wypadku nie będzie wyłączony także import z USA. Na rynkach zostało to odczytane jako ruch koncyliacyjny, który miał na celu złagodzenie napięć między Waszyngtonem a Pekinem.

Jednocześnie premier zdementował pogłoski o planach dewaluacji juana, aby w ten sposób władze miały wesprzeć własnych eksporterów.

Niższe cła w Chinach to doskonała informacja dla polskich firm, które w ubiegłym roku były w stanie sprzedać w Kraju Środka towary, w tym także dobra konsumpcyjne, za ponad 12 mld dolarów, czyli o jedną trzecią więcej niż w 2016. Dzisiaj Polska jest 8. partnerem handlowym Chin spośród krajów Unii Europejskiej.