W Polsce o partnerstwie publiczno-prywatnym (PPP), polegającym na finansowaniu przez kapitał prywatny inwestycji publicznych, mówi się od lat. Z realizacją jest dużo gorzej. Rząd może się pochwalić tylko jednym takim projektem, a i tak budowa Sądu Okręgowego w Nowym Sączu jest schedą po poprzednikach. Decydenci zdają sobie jednak sprawę, że rozwój kraju zależy od inwestycji. Problemem, jak zawsze, są jednak pieniądze.
Środków na inwestycje w budżetach jednostek publicznych szukać na próżno, a doinwestowania wymagają nie tylko sektory gospodarcze (transport czy energetyka), ale także takie dziedziny jak edukacja i kultura.
– Widzimy potrzebę szerszego wykorzystania partnerstwa publiczno-prywatnego w naszym kraju. To jeden ze sposobów realizacji celów „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" – mówi „Rzeczpospolitej" Witold Słowik, wiceminister rozwoju. – Dokument, który obecnie konsultujemy w całej Polsce, zakłada m.in. zwiększenie stopy inwestycji do co najmniej 25 proc. PKB w 2020 r., a PPP pozwala pozyskać kapitał na te inwestycje – dodaje Słowik.
Rząd przyznaje więc, że zaczyna szukać pieniędzy prywatnych. – I nie czyniłbym z tego zarzutu. Jeśli jakikolwiek rząd zapowiada inwestycje takie, jak zapisano w planie Morawieckiego, to musi sięgnąć po pieniądze prywatne – uważa Bartosz Korbus, dyrektor w Instytucie PPP. – Jeśli na serio myślimy o rozwoju Polski, to kapitał musi się znaleźć, i to nie w sektorze publicznym, bo tam go nie ma.
Sprzyjający klimat
– Wciąż staramy się przekonywać rynek do PPP i tworzyć dobry klimat do realizacji tego typu projektów – mówi Witold Słowik. – Nie mamy żadnych oporów czy to politycznych, czy ideologicznych, aby wspierać inwestycje w tej formule, bo to głównie kwestia ekonomii i jeśli zastosowanie PPP jest ekonomicznie uzasadnione, to przynosi korzyści wszystkim uczestnikom rynku.