Te różnice w strukturze rynku pracy sprawiły, że rządy po obu stronach Atlantyku sięgnęły po różne instrumenty łagodzenia ekonomicznych konsekwencji epidemii. Waszyngton na czas kryzysu dołożył 600 dol. tygodniowo do stanowych świadczeń dla bezrobotnych i poszerzył krąg uprawnionych do ich pobierania, włączając do niego samozatrudnionych. To zwiększyło atrakcyjność zasiłków, szczególnie dla słabiej opłacanych pracowników, co częściowo tłumaczy, dlaczego poprzednie recesje w USA nie powodowały aż tak gwałtownego wzrostu bezrobocia. Z kolei w krajach UE powszechnie stosowane są rządowe dopłaty dla firm (tzw. przestojowe), które zamiast zwalniać pracowników, ograniczają im wymiar czasu pracy. Tuż przed świętami kraje strefy euro zaakceptowały propozycję Komisji Europejskiej, aby wyasygnować na poziomie całej UE 100 mld euro na wsparcie tego rodzaju programów. To element większego pakietu pomocy finansowej, opiewającego na niemal 0,5 bln euro.
Ekonomiści z banku Berenberg w niedawnej analizie przypomnieli, że w Niemczech, gdzie „postojowe" było wykorzystywane na dużą skalę w czasie globalnego kryzysu finansowego, zatrudnienie zmalało wówczas tylko o 1 proc., choć realny PKB od szczytu do dołka spadł o 7 proc. Tymczasem w USA zniżce PKB o 4 proc. towarzyszył spadek zatrudnienia o ponad 5 proc. – Zainteresowanie europejskich firm dopłatami do płac jest duże. W pięciu największych gospodarkach strefy euro co najmniej 15 mln pracowników będzie docelowo objęte tego typu programami. Gdyby wszyscy oni stracili pracę, tylko z tego tytułu stopa bezrobocia skoczyłaby do około 16 proc. z 7,3 proc. w lutym – ocenia Jessica Hinds, ekonomistka z firmy analitycznej Capital Economics. Te szacunki potwierdza przypadek Norwegii, gdzie „postojowego nie wprowadzono". Już w marcu stopa bezrobocia skoczyła tam do 10,7 proc. z 2,3 proc. w lutym.
Rząd wypłaci pensje
Ze względu na to, że z ochrony miejsc pracy nie mogą korzystać wszystkie firmy, bezrobocie w strefie euro z pewnością się zwiększy. Zmiana nie będzie jednak tak dramatyczna, jak w USA. Według ekonomistów z banku Berenberg stopa bezrobocia jesienią dojdzie do około 10 proc. Podobnej zwyżki tego wskaźnika ekonomiści oczekują w Polsce. W ankiecie „Rzeczpospolitej" z początku kwietnia przeciętnie przewidywali, że w grudniu br. stopa bezrobocia rejestrowanego sięgnie 7,8 proc. w porównaniu z 5,2 proc. w grudniu ub.r. Pesymistyczne scenariusze, zakładające skok do ponad 13 proc., stały się mniej prawdopodobne po tym, jak w minionym tygodniu rząd ogłosił, że w ramach tzw. tarczy finansowej udzieli firmom wsparcia o wartości 100 mld zł. – To silne wsparcie dla naszej prognozy, zgodnie z którą stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce nie osiągnie dwucyfrowego poziomu – komentował Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
„Zachęcając firmy, aby utrzymały zatrudnienie do czasu, aż władze poradzą sobie z epidemią, europejskie rządy zwiększają prawdopodobieństwo, że aktywność ekonomiczna szybko wróci do normy, gdy jej ograniczenia zostaną zniesione" – pisali ekonomiści z banku Berenberg. To jednak nie oznacza, że europejski model rynku pracy jest jednoznacznie lepszy. Część ekonomistów zwraca uwagę, że jeśli kryzys będzie się przedłużał, europejskie firmy i tak będą musiały zwalniać pracowników. A wtedy, ze względu na sztywność rynku pracy, wzrost bezrobocia będzie trwalszy niż w USA.
Łukasz Kozłowski główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich
Subsydiując miejsca pracy, rządy w Europie dążą do tego, żeby utrzymać zatrudnienie w firmach w możliwie nienaruszonym stanie do momentu zduszenia transmisji koronawirusa. Takie podejście powinno dowieść swojej skuteczności, jeżeli ziści się któryś z bardziej optymistycznych scenariuszy dalszego rozwoju sytuacji epidemicznej i w maju lub czerwcu na poważną skalę wznawiana będzie aktywność gospodarcza. Jeżeli zamrożenie aktywności gospodarczej potrwa istotnie dłużej, trudno będzie uniknąć podobnego wzrostu bezrobocia jak obecnie w USA. Poduszka płynnościowa przedsiębiorstw, nawet jeśli jest pompowana przez państwo, ma swoje granice. W takim przypadku Europa boleśnie doświadczyłaby drugiej strony posiadania mało elastycznego rynku pracy, czyli wolniejszego wychodzenia z bezrobocia, kiedy pandemia ostatecznie minie