– Bez dodatkowych realnych działań po stronie dochodowej lub wydatkowej nie ma możliwości, by koszty „piątki" PiS zmieściły się w limicie wydatków wyznaczonych przez stabilizującą regułę wydatkową – przekonuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Oczywiście papier wszystko przyjmie i można ten limit poszerzyć, sztucznie zwiększając dochody z uszczelnienia. Ale takie manipulacje zostaną szybko rozszyfrowane zarówno w kraju, jak i przez ekspertów Komisji Europejskiej. Naciąganie reguły wydatkowej zostanie ocenione tak, jakby Polska jej po prostu nie przestrzegała – dodaje Jankowiak.
Utrata wizerunku
– Dopóki rząd nie przedstawi szczegółów, jak zostanie sfinansowana „piątka" PiS, inwestorzy, agencje ratingowe czy ekonomiści będą podchodzili do sprawy ostrożnie, zakładając, że koszty tych programów znajdą w całości swoje odbicie we wzroście deficytu – analizuje Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA. I dodaje, że brak wiarygodnych działań rządu na rzecz ograniczania deficytu nie zostanie dobrze odebrane przez rynki.
Ekonomiści popierają więc deklaracje resortu finansów o przeglądzie finansów państwa, by rzetelnie się zastanowić, gdzie znaleźć 40 mld zł. Pytanie, jaki będzie tego wynik, bo niestety trudno dziś wskazać proste rezerwy, które można szybko i bezboleśnie uruchomić.
Projekty w zamrażarce
– Jeśli mowa o szybkich rozwiązaniach, to najczęściej wiążą się one z bolesnym podniesieniem podatków – zaznacza Aleksander Łaszek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Może rząd wyciągnie z zamrażarki projekty związane ze składkami na ZUS. Wszystko jest możliwe – zauważa Jankowiak.
Chodzi m.in. o zniesienie limitu składek na ZUS (dziś składki nie są pobierane powyżej 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia), które może przynieść ponad 5 mld zł. Odpowiednia ustawa jest już nawet gotowa. Przypomnijmy, że rząd przeforsował takie rozwiązanie pod koniec 2017 r., ale jego wejście w życie zastopował Trybunał Konstytucyjny.
W rządowej zamrażarce leży też projekt tzw. jednolitej daniny, nad którym pracowano jeszcze w 2016 r. Pomysł ten zakładał, że osoby prowadzące działalność gospodarczą będą płacić składki na ubezpieczenie społeczne proporcjonalnie do uzyskiwanych dochodów (obecnie to ryczałt). W zależności od przyjętych parametrów takie rozwiązanie mogłoby wzmocnić kasę FUS na kilka miliardów złotych.