#RZECZoBIZNESIE: Grzegorz W. Kołodko: Chiny mogą pomóc światu, żeby się nie wywrócił

Chińska ekspansja to nie przejaw megalomanii czy chińskiego imperializmu. Jest podporządkowana potrzebom wewnętrznym – mówi Prof. Grzegorz W. Kołodko, ekonomista, b. wicepremier i minister finansów, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 05.06.2018 17:11 Publikacja: 05.06.2018 17:07

#RZECZoBIZNESIE: Grzegorz W. Kołodko: Chiny mogą pomóc światu, żeby się nie wywrócił

Foto: Rzeczpospolita

Napisał pan książkę „Czy Chiny zbawią świat?”. Dlaczego miałyby zbawić świat?

Tytuł jest prowokacyjny. Mógłbym nazwać tę książkę „Jak Chiny zmienią świat?”

Mamy do czynienia z piętrzeniem się problemów o charakterze globalnym. Okazuje się, że Zachód i liberalna demokracja nie są w stanie sprostać wyzwaniom jak przegrzewanie się klimatu, dewastacją środowiska naturalnego, wyczerpywanie się nieodnawialnych zasobów ziemi. Są też problemy demograficzne.

Ten, który do niedawna uzurpował sobie prawo do bycia żandarmem świata, czy gwarantem pokoju, czyli Stany Zjednoczone i NATO nie są w stanie sprostać tym wyzwaniom.

I kwestia handlu. Kiedy nowy amerykański prezydent krzyczał „America first”, w tym samym czasie chiński przywódca, szef partii komunistycznej, mówił w Davos o tym, że globalizacja jest cenna, nieodwracalna i trzeba nadać jej inkluzyjny charakter. Tłumaczył, że wolny handel to dobra recepta na przyszłość świata. Teraz jednak mamy protekcjonizm i nowy nacjonalizm, który wychodzi z Zachodu, a nie Wschodu. Stany Zjednoczone potrafiły skłócić ze sobą większość Unii Europejskiej, głównie w wyniku nieroztropnej polityki handlowej. Widać, że zdecydowanie więcej pozytywnego do zaproponowania odnośnie przyszłości i przezwyciężania konfliktogennych sytuacji mają Chiny.

Ich sukces jest też nęcący bardzo dla innych krajów, np. w Afryce, gdzie już żyje prawie tyle ludzi, co w Chinach. W połowie wieku będzie ich tam 2 mld. Tam wielu uważa, że Chiny mogą ich zbawić.

Czy Chiny znalazły tą mityczną trzecią drogę, o której przez dziesiątki lat marzyły kraje, którym nie podobał się ani kapitalizm, ani socjalizm?

Nie używam pojęcia „trzecia droga”. Tych dróg jest zdecydowanie więcej. W samej Unii Europejskiej inną drogą postanowili pójść Brytyjczycy, inną próbują iść Włosi. Inne problemy mają Niemcy, a inne Hiszpanie. Polacy też mają problemy.

Tak samo w postsocjalizmie obrano różne drogi. Ku lepszej przyszłości inaczej próbuje iść Białoruś, a inaczej Polska. Inaczej Rosja i Rumunia.

Wobec tego antynomia: kapitalizm, socjalizm i „trzecia droga” to jest coś ciekawego, ale tych dróg jest więcej.

Przyjrzawszy się bliżej i głębiej temu, co i dlaczego się w Chinach dzieje, i jakie to ma konsekwencje dla świata, w tym dla Polski, dochodzą do wniosku, że ta alternatywa nie ma zastosowania. Jeśli już to powiedziałbym, że to kapitalizm państwowy. Jednak chiński przywódca i czołówka ich polityków powtarzają, że to jest socjalizm z chińską charakterystyką. To jest genialny wynalazek, ta chińska charakterystyka. Te kilka słów można dopisać do wszystkiego i nadawać różne interpretacje.

Ile w Chinach pozostało z dawnego socjalizmu?

Jeśli spojrzeć na strukturę własnościową, motyw pogoni za zyskiem jako główną siłę napędową działalności gospodarczej, na skalę nierówności w podziale dochodów, większa niż w USA, to trudno przyjąć, że to jest socjalizm. Z drugiej strony charakteryzując kapitalizm jak w klasycznych podręcznikach to jest tam bardzo wiele cech społecznej gospodarki rynkowej, państwowej i planowej, można powiedzieć socjalistycznej. Proponuję przestać się o to spierać, więc wprowadzam nowe pojęcie „chinizm”.

40 lat temu przywódca chiński Deng Xiao Ping skierował kraj na drogę do niebywałego sukcesu gospodarczego. Mówił: „Nieważne, czy kot jest biały czy czarny, byleby łowił myszy”. Nieważne czy to jest kapitalizm czy socjalizm tradycyjnie rozumiany, byleby to było efektywne, konkurencyjne.

Chiński kot cały czas będzie łowił myszy? Chiny rosną bez recesji od dziesiątek lat.

40 lat rosną bardzo szybko, chociaż już nie dwucyfrowo. Do czasu światowego kryzysu gospodarczego, przez 3 dekady ich tempo wzrostu oscylowało między 9 a 13 proc.

Jest takie pojęcie „twarde lądowanie”. W ekonomii rozwoju jest traktowane jako radykalne obniżenie tempa wzrostu. W Polsce musielibyśmy zejść do poziomu 1-2 proc. Wtedy odczulibyśmy to w gospodarce. W Chinach to jeszcze nie jest twarde lądowanie, choć mają tempo wzrostu oscylujące między 6,5 – 7 proc.

Chińskie władze zdają sobie sprawę z wszystkich problemów, jakie ta gospodarka napotyka i ich nie lekceważą. Czołówka biurokracji chińskiej, władze polityczne i doradcy są w pełni świadomi problemów i próbują je rozwiązywać. Z tego punktu widzenia, oni są w stanie jeszcze przez 10 lat utrzymać tempo wzrostu na podobnym poziomie.

A będą w stanie usunąć potężne nierównowagi na rynku? Mają bańkę w nieruchomościach, przegrzaną giełdę, a wiele państwowych przedsiębiorstw tonie w długach.

To niezbilansowanie wewnętrzne związanie jest z niezbilansowaniem zewnętrznym. Prezydent USA nie powinien patrzeć na wskaźniki, które pokazują, jak rośnie eksport Chin do Stanów Zjednoczonych. Nierównowaga handlowa jest już wielkości 350 mld dol. Różnica pomiędzy tym, co Amerykanie kupują od Chińczyków, a tym, co potrafią sprzedać do Chin, to 1 mld dol. dziennie. To potężny pieniądz. Trump tego nie rozumie, bo ma umiarkowane pojęcie, jakie prawa rządzą ekonomią.

Tymczasem problem tak dużej nadwyżki w handlu bierze się z tego, że Chiny mają zbyt wysoką skłonność do oszczędzania i inwestowania. Mają olbrzymią nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. Ten problem jest uwzględniony w polityce gospodarczej i jego intensywność ulega osłabieniu.

Transformacja w kierunku rynku wewnętrznego i pobudzenia konsumpcji nie jest zbyt wolna?

Nie wiem. Ale już widać przesuwanie się z rynku zewnętrznego, z ciągnionego wzrostu przez ekspansję eksportu na konsumpcję czy absorpcję wewnętrzną. Powoli udział konsumpcji w PKB zaczyna rosnąć kosztem obniżania inwestycji.

Poza tym ekspansja zewnętrzna zmienia swoje kierunki. Wielki program inwestycji infrastrukturalnych, za którym mają pójść gigantyczne pieniądze jest zaadresowany do 65 krajów świata zamieszkiwanych przez ponad połowę ludzkości. To nie jest Ameryka Północna, Europa Zachodnia, Japonia, Korea Południowa, Australia czy Nowa Zelandia. To jesteśmy my, Europa Środkowo-Wschodnia, obszar byłego ZSRR, południowa Azja, Bliski Wschód oraz Afryka Wschodnia i Północna. Dodatkowo budują linię kolejową w Senegalu, port w Namibii, inwestują w kopalnie miedzi w Zambii.

Na Zachodzie coraz większe opory budzi ekspansja chińska, zwłaszcza w dziedzinie nowych technologii. Amerykanie zablokowali na swoim rynku rozwój koncernu ZTE.

Z ZTE jest duża sprawa. To czwarty konglomerat na świecie w swojej branży. W pewnych elementach ta firma ma lepszą technologię niż Zachód.

Problem bierze się stąd, że Chińczycy nie zawsze przestrzegali zasad ochrony praw autorskich, co ma istotne znaczenie w krajach najbardziej technologicznie zaawansowanych. Ale to podejście się zmienia. Moje książki są także publikowane w Chinach i takiej pieczołowitości jak przy podpisywaniu z nimi umowy wydawniczej nie spotkałem u wydawnictw amerykańskich czy angielskich. Teraz Chińczycy są przewrażliwieni. Chcą się zabezpieczyć ze wszystkich stron.

Chińczycy przeszli już do fazy gospodarki opartej na innowacjach, choć chiński sukces jest produktem imitacji, w większym stopniu niż inwencji i innowacji.

Tą drogą szły wcześniej Japonia i Korea Południowa.

Tak, nawet same Stany Zjednoczone. W przypadku koncernu ZTE czy Huawei widać, że skooperowanie i połączenie gospodarki chińskiej z amerykańską, czy Chin z całym Zachodem jest ogromne. Żaden wielki koncern nie może sobie poradzić sam. Części do komputera są produkowane w ponad 20 państwach, także w Chinach. Z tego punktu widzenia, jakiekolwiek nakładanie sankcji przeciwko Chinom szkodziłoby Chinom, ale również temu, kto nakłada.

W USA studiuje obecnie ok. 350 tys. chińskich studentów. Na niektórych uniwersytetach, co 11 student to Chińczyk. Nakładanie sankcji, np. poprzez zaostrzenie polityki wizowej dotyczącej wymiany studentów, szkodziłoby amerykańskiej gospodarce opartej na wiedzy. Trzeba szukać ucieczki do przodu, żeby wyjść z sytuacji konfliktogennych zanim staną się konfliktowe. Z tego punktu widzenia Chiny mogą pomóc światu, żeby on się nie wywrócił.

Mogą pomóc, ale też go zdominować. To jest realna perspektywa?

Chiny na pewno będą prowadziły ostrą ekspansję gospodarczą. Jednak następuje pewna restrukturyzacja pod kątem innych regionów tego świata, oraz z zewnątrz do wewnątrz.

Uważam, że zewnętrzna chińska ekspansja to nie jest przejaw megalomanii czy chińskiego imperializmu. Jest podporządkowana potrzebom wewnętrznym. Chiny mają wciąż ogromne nadwyżki mocy wytwórczych w niektórych przemysłach, nie tylko w hi-tech. Jest to także cement, stal czy aluminium.

Czyli nie myślą w sposób imperialny?

Nie użyłbym tego słowa. Z pewnością muszą szukać rynków zbytu za granicą. Chińczycy pewnie chętnie zajęli by się budową CPK. Chętnie zabetonują te parę km2, zbudują infrastrukturę, zrobią swój hub dla pociągu do Chin. Tylko musieliby mieć gwarancje polskiego rządu, bo całe to przedsięwzięcie jest bardzo wątpliwe z punktu widzenia ekonomicznej opłacalności.

Napisał pan książkę „Czy Chiny zbawią świat?”. Dlaczego miałyby zbawić świat?

Tytuł jest prowokacyjny. Mógłbym nazwać tę książkę „Jak Chiny zmienią świat?”

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody