Od marcowego załamania indeksów wyceny na rynkach kapitałowych idą w górę. Dobrze widać to za oceanem, gdzie Nasdaq i S&P 500 kontynuują rajd. Poniedziałkową sesję też zaczęły od wzrostów. Z wysokich wycen postanowiło skorzystać wielu insiderów, czyli osób związanych ze spółkami, mających dostęp do informacji poufnych, między innymi członków zarządów i rad nadzorczych.
W zeszłym miesiącu w Stanach Zjednoczonych niemal tysiąc insiderów pozbyło się akcji, a na zakupy zdecydowało się zaledwie dwustu – podaje Bloomberg, powołując się na dane Washington Service. Tylko dwa razy w ciągu ostatnich trzech dekad stosunek sprzedających do kupujących był wyższy od obecnego.
Ta sytuacja rodzi pytanie, czy wyceny na rynkach nie są już wygórowane i czy transakcje insiderów nie powinny być sygnałem do ewakuacji. – Strategia inwestycyjna oparta na komunikatach insiderów nie należy do najrozsądniejszych. Każdy przypadek jest inny. W większości największych spółek notowanych w USA transakcje insiderów przeprowadzane są regularnie – podkreśla Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners Inwestycji w Wartość FIZ. Dodaje, że na rynku amerykańskim menedżerowie z reguły dostają niewielką część wynagrodzenia w podstawowej pensji. Większość uzależniona jest od wykonania krótko oraz długoterminowych planów spółki.
– Jest rzeczą normalną, że część „papierowego wynagrodzenia" niektórzy menedżerowie chcą spieniężyć – mówi Żółkiewicz. Natomiast jego zdaniem osobną kategorią są spółki ze słabym modelem biznesowym, których kapitalizacja w ciągu miesięcy lub tygodni wzrosła bardzo mocno. W takiej sytuacji sprzedaż akcji przez prezesów lub głównych inwestorów jest sygnałem alarmowym. – Wydaje się, że część ostatnich transakcji insiderów w spółkach WIG-Covid spełnia powyższy warunek – podsumowuje ekspert.
W ostatnich tygodniach akcje sprzedawali insiderzy z Biomedu, PZ Cormay czy 4Mass.