Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba uściślić, że póki oferta kredytów hipotecznych ze stałą stopą procentową jest niszą, to nie oprocentowanie jest najważniejsze w kontekście kosztu kredytu. Najważniejsza jest marża, bo ona pokazuje ile na danym długu zarabia bank i to ona jest stała w całym okresie umowy. Sam bardziej cieszyłbym się z długu oprocentowanego na 6 proc. niż na 4 proc., o ile w pierwszym przypadku marża wynosiła 1 proc., a w drugim 3 proc.
Paradoks? Wcale nie! Mogę to wytłumaczyć na przykładzie: w 2011 roku bank Nordea oferował hipoteki z marżą na poziomie 0,7 proc. Do tego trzeba było dodać WIBOR 3M na poziomie 4,7 proc. i tym samym oprocentowanie długu wynosiło 5,4 proc. Z czasem WIBOR wyraźnie spadł i dziś oprocentowanie tego samego długu wynosi zaledwie 2,4 proc.
Dla porównania: dziś - to na podstawie danych NBP. To oznacza, że dziś sama marża kredytowa może być wyższa niż łączne oprocentowanie długu zaciągniętego w 2011 roku. Jeśli WIBOR 3M wróciłby do poziomu z 2011 roku, to statystyczny dług zaciągnięty dziś kosztowałby aż 7,5 proc. rocznie. Tak czy siak dzisiejsze kredyty są droższe. A rok 2011 nie był jednak rokiem najtańszych kredytów w historii.
Wcześniej, w 2007 roku średnie marże kredytowe w nowych umowach spadały nawet poniżej 1,3 proc., a w praktyce możliwe było uzyskanie kredytu z marżą poniżej 1 proc. Wtedy właśnie, a więc tuż przed pęknięciem bańki spekulacyjnej, banki oferowały najniższe marże w historii.
A kiedy kredyty hipoteczne były najdroższe?
Znowu patrzmy na marże. Dane NBP o kredytach w rodzimej walucie jednoznacznie pokazują, że najdrożej było w 2009 roku. Średnia marża potrafiła przekroczyć nawet 3,3 proc.