NIK postuluje wprowadzenie ustaw frankowych

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że powinny zostać wprowadzone ustawy spreadowa i frankowa, aby ograniczyć ryzyko i skutki niewłaściwych praktyk banków.

Aktualizacja: 16.08.2018 13:12 Publikacja: 16.08.2018 13:10

NIK postuluje wprowadzenie ustaw frankowych

Foto: Bloomberg

NIK dziś przedstawiła raport w sprawie udzielania przez banki mieszkaniowych kredytów walutowych. Głównie dotyczy to hipotek frankowych, które w szczytowym momencie były warte 165 mld zł (obecnie 105 mld zł, jest ok. 490 tys. takich umów, kredyty w euro warte są teraz 24 mld zł). Instytucja stwierdziła wiele naruszeń Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Komisji Nadzoru Finansowego twierdząc, że nie poradzili sobie z ochroną kredytobiorców mających hipoteki walutowe.

Dwie ustawy

NIK przedstawiła wnioski dotyczące ograniczania skutków niewłaściwych praktyk banków i ryzyk nałożonych na konsumentów. Jednym z nich jest proponowane ustawowe wyeliminowanie skutków pobierania przez banki od frankowiczów nienależnych świadczeń z tytułu stosowania w umowach tzw. klauzul abuzywnych (po rozstrzygnięciu przez Sąd Najwyższy rozbieżności dotyczących zakresu i skutków abuzywności występujących w umowach). Druga propozycja dotyczy wyeliminowania lub ograniczenia zagrożeń „wynikających z ekspozycji obywateli na ryzyko walutowe, z uwzględnieniem podziału tego ryzyka między banki i kredytobiorców”.

W tym pierwszym przypadku może chodzić o zaproponowaną równo dwa lata temu przez prezydenta tzw. ustawę spreadową. Zakłada, że banki musiałyby zwrócić klientom pieniędzy, które zarobiły na stosowaniu niekorzystnych kursów walut. Zdaniem ekspertów ten projekt choć kosztowny (wyceniany na 4-9 mld zł, które zapłaciłyby banki), to w żaden sposób nie wspomógłby rzeczywiście potrzebujących kredytobiorców walutowych i nie zmniejszyłby ryzyka wynikającego z wyceny kredytu i rat w oparciu o obcą walutę (ryzyko kursowe i stopy procentowej). Prace nad tym projektem zostały zaniechane w 2017 r., miała go zastąpić zmieniona ustawa o funduszu pomocy dla kredytobiorców mieszkaniowych.

Projekt ten został przedstawiony równo rok temu przez prezydenta, ale do tej pory, mimo zapowiedzi polityków, prace nad nim szły w żółwim tempie – ostatnie posiedzenie podkomisji sejmowej w tej sprawie odbyło się w kwietniu, od tego momentu postępów nie ma. Według projektu ma powstać w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców (działa od 2015 r. ale skorzystało z niego ledwie kilkanaście osób) specjalny fundusz restrukturyzacyjny, na który złożą się banki. Maksymalna składka ma mieć stawkę 0,5 proc. kwartalnie naliczaną od wartości hipotek walutowych. Będzie to kosztować banki maksymalnie 2,8 mld zł w pierwszym roku ustawy. Nie wiadomo też jak długo banki będą miałyby płacić składki i na jakich ostatecznie warunkach klienci mogliby skorzystać z konwersji długu na złote. Wcześniej banki zapowiadały proponowanie przewalutowania tylko najbardziej potrzebującym klientom mającym współczynnik DTI (relacja wysokości kredytu do dochodów) powyżej 65 proc. (szacowano ich liczbę na mniejszą niż 10 proc. wszystkich klientów). Fundusz restrukturyzacyjny został sprytnie przemyślany – bank ma mieć pół roku na użycie zgromadzonych w nim przez siebie środków na przewalutowanie hipotek. Jeśli tego nie zrobi w tym czasie, po jego środki będzie mógł sięgnąć inny bank. Ma to skłonić sektor do przedstawiania klientom na tyle atrakcyjnych warunków przewalutowania, że będą oni skłonni przystać na propozycję i dokonać konwersji.

Do zaniechania prac nad ustawą frankową skłaniał sam spadający kurs franka, dający ulgę kredytobiorcom, którzy pomimo wzrostu wartości bilansowej kredytu dobrze radzili sobie z jego spłatą dzięki ujemnym stopom procentowym (jakość spłaty hipotek frankowych jest podobna jak złotowych). Jednak w ostatnich tygodniach, do czego dołożyła się słabość tureckiej liry oraz zawirowania wokół kwestii politycznych na linii Ankara-Waszyngton, zniechęcają do inwestowania w waluty rynków wschodzących. Rykoszetem dostaje polski złoty. Dziś za franka szwajcarskiego płaci się 3,81 zł, kurs od początku roku urósł o 6,8 proc., a od dołka z kwietnia o prawie 10 proc., jest najwyższy od ponad roku.

Banki kasowały na spreadach

Kredyty oferowane w formie kredytów indeksowanych do walut obcych, denominowanych w walutach obcych oraz klasycznych kredytów walutowych różniły się walutami, na jakie opiewał kredyt, określonymi w umowie i w jakiej był wypłacany, oraz walutami, w jakich ustalany był harmonogram spłaty i w jakich dokonywana była spłata.

Kwota kredytu indeksowana do walut obcych była ustalana i wypłacana w złotych, natomiast harmonogram spłat był ustalany w walucie obcej zazwyczaj po kursie kupna ustalanym przez bank. Spłata dokonywana była w złotych. Bank przeliczał ją na walutę określoną w harmonogramie zazwyczaj po kursie sprzedaży ustalanym przez bank. Pozwalało mu to uzyskać korzyść w postaci spreadu, czyli różnicy między oboma kursami, po jakich następowały przeliczenia przy wypłacie i spłacie kredytu. W niektórych bankach spready zbliżały się do 10 proc., choć operacje przeliczeniowe odbywały się w pełni w formie bezgotówkowej. Nie wiązały się one zatem z przepływem gotówki w walutach obcych, co wiązałoby się z ponoszeniem przez banki kosztów transportu, zabezpieczenia i przechowywania środków pieniężnych – zwraca uwagę NIK.

Z kolei kredyt denominowany w walucie obcej różnił się od indeksowanego tym, że jego wysokość już w umowie została wyrażona w walucie obcej. Wypłata kredytu następowała w złotych, przeliczonych po kursie kupna banku. Harmonogram spłat zaś tak, jak w przypadku kredytu indeksowanego, był wyrażany w walucie obcej i spłacany w złotych, po kursie sprzedaży ustalanym przez bank.

W klasycznym kredycie walutowym i złotowym nie stosowano przeliczeń. Na wszystkich etapach, tj. w umowie, przy wypłacie, w harmonogramie i przy spłacie operowano tą samą walutą obcą lub złotym.

W 2011 r. weszła w życie tzw. ustawa antyspreadowa, na mocy której kredytobiorca korzystający z umowy o kredyt denominowany lub indeksowany do waluty innej niż waluta polska, mógł dokonywać spłaty rat kapitałowo-odsetkowych oraz dokonać przedterminowej spłaty pełnej lub częściowej kwoty kredytu bezpośrednio w tej walucie. Pozwoliło to na pozyskiwane środków walutowych do spłaty kredytu poza bankiem, dzięki czemu kredytobiorca nie musiał bankowi płacić spreadu w pełnej wysokości (jego część zapłacił przy wypłacie kredytu).

NIK dziś przedstawiła raport w sprawie udzielania przez banki mieszkaniowych kredytów walutowych. Głównie dotyczy to hipotek frankowych, które w szczytowym momencie były warte 165 mld zł (obecnie 105 mld zł, jest ok. 490 tys. takich umów, kredyty w euro warte są teraz 24 mld zł). Instytucja stwierdziła wiele naruszeń Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Komisji Nadzoru Finansowego twierdząc, że nie poradzili sobie z ochroną kredytobiorców mających hipoteki walutowe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Babciowe jeszcze w tym roku. Ministerstwo zapewnia, że ma środki
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Finanse
Wschodzące gwiazdy audytu według "Rzeczpospolitej"
Finanse
Szanse i wyzwania na horyzoncie
Finanse
Badania w czasach niepewności
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Finanse
Audyt ma wiele twarzy