Ma również sens postanowienie, że w jednych wyborach można kandydować tylko na jedno stanowisko: burmistrza, radnego itd. Jednak nie czarujmy się – w obecnych warunkach politycznych każda zmiana ordynacji wbrew opozycji będzie odczytywana jako próba wzmocnienia jednej partii kosztem innych.

Ktoś powie: ale w USA też tak robili. To prawda, różne złe rzeczy robili w różnych miejscach na świecie. Po pierwsze, nie ma powodu, by je kopiować w Polsce (i to wszystkie naraz), po drugie, liczy się kontekst. We Francji rosną szczepy wina, których nie ma sensu sadzić w Polsce ze względu na ogólne warunki – taki mamy klimat, jak mawiała wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Nie wszystkie rośliny urosną w naszym klimacie, podobnie jak nie wszystkie rozwiązania ustrojowe pasują do naszej sytuacji. Przykładowo dlatego, że nie okrzepły nam jeszcze inne instytucje demokratyczne, chociażby system sądowniczy – w III RP był powszechnie uważany za mało wydolny, a teraz jest, powiedzmy, w procesie aktywnej pieriestrojki.

Po wpadce wyborczej w wyborach samorządowych w 2014 r. można było liczyć, że kiedy w Polsce nadejdzie zmiana, to wymagania wobec urzędników wyborczych zostaną wyśrubowane. Jest odwrotnie: teraz władza chce stworzyć setki nowych etatów, ale od nowo zatrudnionych nie będzie się już wymagać doświadczenia sędziowskiego. Gdzie są ci członkowie większości parlamentarnej, którzy przedstawiają się jako przeciwnicy rozwoju biurokracji, szczególnie kompletnie bezsensownej? Gdzie ci, co krytykowali sposób przeprowadzenia wyborów w 2014 r.? Co zrobią „wolnościowcy" podczas głosowania? Czy Kukiz'15 spróbuje skutecznie zablokować złe zmiany?

Dłuższe rozważania na temat zmian w ordynacji wyborczej nie mają sensu, nie ma też sensu dowodzenie, że także opozycja, w tym wypadku PO, może na nich zyskać. Dzisiaj stawka jest jedna: ile władzy ma mieć społeczeństwo, a ile ma powędrować do partii? Tej partii albo jakiejkolwiek innej w przyszłości.

Polska nie jest jednak tylko sumą partii, elektoratów. Można by obywatelowi pozostawić możliwość, żeby sobie wybrał radnego bez pieczątki na czole z centrali partyjnej w Warszawie. Nieprawdaż?